Czas przeprowadzić poważną rozmowę z Olą, jako że jest nowy dzień a ja chyba jestem na to gotowa. Zastanawiam się co mogło się stać, że spowodowało to taki poważny stan w jakim ją znalazłam. Usiadłam w kuchni i zdałam sobie sprawę jak dawno mnie tu nie było. Podeszłam do jednej z szafek i wyciągnęłam kawę rozpuszczalną. Nastawiłam czajnik i czekałam, aż się zagotuje woda potem zalałam wodą, tą kawę rozpuszczalną w mojej ulubionej filiżance i no finito, bo nie mam mleka a nie chce mi się ruszyć więc musi wystarczyć.
-Asia, która jest godzina?- Olka weszła zaspana i usiadła na parapecie opierając głowę o okno.
-Jest za piętnaście dziesiąta kochanie. Chyba musimy poważnie pogadać.- podeszłam do niej i wręczyłam jej sok pomarańczowy ot znalazł się jeden.- Czemu płakałaś?
-Pokłóciłam się z Piotrem, niby taka błahostka, ale hormony buzują.- uśmiechnęła się do mnie i zanurzyła usta w soku.
-A dokładniej?
-A dokładniej o to czyje mieszkanie sprzedajemy. Nie chcę się rozstawać z tym moim, bo wiesz jak czasem mnie odwiedzisz to mam do kogo zagadać, a Piotra jest duże, ale nie w centrum. Dodatkowo do tego dodałam, że ciągle narzuca mi swoje zdanie i to wszystko jest bez sensu a on z nerwów powiedział, że ma już tego wszystkiego dosyć.
-Wiesz, że musicie poważnie porozmawiać razem.
-Wiem, ale nie chcę jeszcze do niego wracać.
-Okej tylko wiesz pusta lodówka, a ja lecę do szpitala.
-Spokojnie poradzimy sobie.- poszła do salonu a ja poszłam do siebie się ubrać i wyruszyć na podbój Rzeszowskiego Podpromia i szpitala.
-Jak będzie się coś działo to dzwoń.- pocałowałam ją w policzek i teraz już faktycznie wyszłam w zdrowiu i szczęściu.
Podjechałam pod Podpromie, zerknęłam na zegarek 10:15 czyli mama ma przerwę za 5 minut. Jak miło.
Wysiadłam, stopniał troszkę śnieg, ale nie powiem troszkę było mi zimniej w stopy, ale pocieszyłam się tym że u mamy jest wyjątkowo ciepło. Weszłam, przywitałam się z panem Markiem z ochrony. Nie wiedziałam gdzie iść ale kiedy usłyszałam krzyk Lotmana, wiedziałam że mają trening więc do nich poszłam.
- .......I czujesz to tak się na mnie spojrzała- koło wejścia stał Achrem z Tichackiem opowiadali sobie coś.
-Cześć Chłopaki !- obrócili się w moją stronę i rzucili się na mnie.- Bo mnie udusicie paszczuchy.
-Jakaż niespodzianka nas dopadła !- uśmiechnęłam się do nich i odwróciłam, bo widziałam że mama idzie.
-Czekajcie pójdę do mamy a potem do was wpadnę.
-Będziemy czekać.- podbiegłam do mamy a potem poszłyśmy do niej do gabinetu. Pani Ania się rozchorowała i mama nie powiem miała troszkę więcej pracy niż zwykle. Usiadłam przy grzejniku i tak sobie wyobraziłam mnie za mniej więcej 3 dni w Bełchatowie, będę miała masę pracy. Szkoda gadać normalnie.
-Asia a czym ty się martwisz ?
-Niczym mamo, tak sobie siedzę i na ciebie spoglądam i wiem co mnie będzie czekało za kilka dni.
-A co tam u Bartka słychać?
-Wiesz co, jest dobrze ciężko trenuje. Wiesz chcemy budować dom.- przysiadłam się do niej a dla niej papierki stały się dziwnie ciekawsze. Wiedziałam ! Moja mama wcale nie chcę abym układała sobie życie.
-Dom? Jesteście tego pewni- jak bym tego nie była pewna to bym nie proponowała mu tego.
-Tak mamo, w stu procentach.
-No to dobrze, wybraliście już działkę i gdzie ten dom będzie?- spojrzałam na sufit i w sumie czas zacząć o tym myśleć.- Okej jak coś ustalicie to powiedz.
-Dzięki mamo.- posiedziałam jeszcze z nią chwilkę a potem poszłam na salę do chłopaków, akurat mogłam zaobserwować obrazek z cyklu: "Stado przy wodopoju". Weszłam głębiej i podeszłam do nich.
-Cześć chłopaki !- wydarłam się i stado spoconych mamutów się na mnie rzuciło, nawet Pit, który szepnął mi do ucha, że chce pogadać.- Ale się za wami stęskniłam.- przytuliłam Grzyba a potem usiadłam i opowiadałam im co się dzieje w Bełchatowie.
-A jak tam u Bartka?- Igła się troszczy o Bartka, bardzo mi miło.
-Jakoś mu leci, ciężkie treningi teraz ma.- potem rozmowa jako tak się kleiła więc większość odbijała sobie piłkę a my z Igłą, Alkiem, Dżordzem i Grzybem gadaliśmy na jakieś luźne tematy.
Z nimi bardzo szybko leci czas, wydaje mi się że chyba dawno powinni być w domach a oni tak po prostu siedzieli na sali do prawie 12 aby ze mną po gadać, Kocham Ich <3.
-Lecę do Brata mojego Maksymiliana.
-Dziś z Sebkiem wpadniemy po 16 do Maksa- uśmiechnęłam się na samą myśl.
-Okej. Cichy! - zawołałam Nowakowskiego a sama wszystkich wyściskałam i poszłam z moim ogonem w postaci Nowakowskiego usiąść sobie w holu.- Piotr hmmm..... co się stało?- spojrzałam na niego a on tak ciężko wypuścił powietrze.
-Pokłóciłem się z Olą, jak zawsze o błahostkę i ją obraziłem.
-Piotrek, musicie sobie jakoś radzić, kompromis to był by dobry pomysł.- poklepałam go po plecach.- przeproś ją i wystarczy, bo ona wcale nie jest tak mocno zdenerwowałam.
-Mówisz?- uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mnie.
-Mówię. Lecę- pocałowałam go w policzek, nałożyłam szalik.
-Wpadnij dziś do nas!
-Oczywiście!- odwróciłam się przed drzwiami, jak bym mogła się nie zgodzić?! Pomachałam mu i poszłam do samochodu a potem pojechałam do szpitala. Kiedy parkowałam pod szpitalem moja księgowa zapaliła się czyli czas odwiedzić stację Orlen.
Bełchatów:
-Słuchaj Winiar i co powiedziałeś jej?
-Tak powiedziałem.- spojrzał na mnie z uśmiechem i wcisnął w siebie ostatnią część kotleta ala Bartkowy schabowy.
-I co?
-I nic, powiedziała że to błahosta i że nie mam się tym przejmować.- spojrzałem na niego. Z jednej strony to super, wybaczyła i się tym nie przejęła a z drugiej.. Nie wiem jaka jest druga strona tej całej akcji, muszę ją odkryć.- A ty kiedy jedziesz do Asi?
-Dziś po treningu wieczornym.
-W sumie Asia do nas dzwoniła i się pytała czy nie było by jakieś możliwość, żeby Oli mógł się spotkać z Maksem, wpadniemy do niego w niedzielę bo mamy wolne. Mecz w Bełchatowie także luuuz.
-Pewnie tak.- posiedzieliśmy jeszcze chwilkę a potem Winiar poszedł, bo Daga już... Co ja mówię w końcu po niego przyjechała a ja mogłem się zdrzemnąć, bo dziś ciężka droga przede mną. Trening zaczęliśmy o 17:00, półtorej godzinki na hali- ćwiczyliśmy taktykę, potem szybko się przebrałem ubrałem szalik, czapkę i kurtkę zapiąłem po samą szyję bo jest zimno i wyruszyłem do domu się przebrać i wypić kawę a potem Rzeszów i Asia za którą powiedzmy sobie szczerze stęskniłem się, aż mam na maksa nie przyzwoite myśli. Mówię wam.
Rzeszów:
Jest po 18:00, od kilku godzin siedzę sobie w szpitalu z mamą, Krzysztofem, Iwoną, Dominiką i Sebastianem oraz Maksem. Dostałam sms-a od Bartka że będzie wyjeżdżał za kilka minut i że mam się go spodziewać na wysokości godziny 21:00. Nawet nie wiecie jak się cieszę, tęsknota dała po sobie poznać.. Niby nie widzieliśmy się 3 dni, ale to i tak długo jeżeli jesteś z ukochaną osobą 24 godziny na dobę.
-Kruszyna słuchaj bo mam sprawę?- ocknęłam się i poszłam za Igłą. Nie wiedziałam o co w ogóle chodzi.
-Coś się stało?- z drugiej strony tak sobie pomyślałam, że ciągle ktoś ma do mnie jakąś sprawę. Non stop to aż staje się męczące, ale żeby nie było ja uwielbiam pomagać bliźniemu ale bez przesady.
-Nic się nie stało przecież- przytulił mnie- Czy musi się coś dziać?
-Z reguły ludzie coś ode mnie chcą jak coś się dzieje.
Uśmiechnął się i oparł o ścianę.- Ale ja tylko bym chciał, abyś mi pomogła z prezentem dla Iwony na walentynki.
-Igła przecież jest jeszcze ponad 2 tygodnie.
-No tak, ale mój prezent wymaga czasu... Ale będziesz mi potrzebna.- usiedliśmy sobie na ziemi, oparci o ścianę wspólnie się wymienialiśmy pomysłami, aby dopieścić pomysł dla Iwony. Ten Igła to się jednak stara nie ma co, to jest prawdziwa miłość godna naśladowania.
Siedzimy i gadamy na tym korytarzu, tematy nam się nie kończą.
-Fajnie, że chcecie budować dom ale czy nie lepiej dla was kupić już jakiegoś.- Igła przyglądał mi się uważnie a ja w sumie wrzuciłam tą informację w obieg do mojego mózgu, może faktycznie tak by było lepiej. Moglibyśmy szybciej się przeprowadzić w ogóle.
-Czemu nie.
-Wiesz, że Bartek to jest twoja jedyna miłość?- co on takie psychologiczne pytania mi zadaje. Pokiwałam głową a w tym momencie przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie, kiedy to go niechcący pacnęłam ręką w twarz.- Nie z chrzańcie tego, a nawet jeśli to wiedzcie że i tak do siebie wrócicie.- uśmiechnęłam się na jego słowa i go przytuliłam. Wyszeptałam jeszcze: "Dziękuje", bo to są bardzo ważne słowa.- Dobra zbieramy się bo to jest przed 19 a dzieciaki idą spać o 20:30.
-Igła przykładny tatuś.- uśmiechnęłam się i weszłam do sali, pełnej miłości i ciepła, wszyscy na nas patrzyli.
-A żebyś wiedziała kruszyna.- usiadł koło Iwony i pocałował ją w skroń. Ciepło się robi na sercu momentalnie. Maks grał w coś z Sebkiem a Domi bawiła się lalką.- Zbieramy się rodzino, bo jestem głodny a trzeba iść spać wcześniej.
-Ja muszę jeszcze zrobić zakupy, bo lodówka świeci pustkami.- mama zaczęła się śmiać, no tak jakby nie wiedziała jak jest.
Kończę zakupy w Albie, jest godzina 20:53 no może już 54, mniejsza o to. Kupiłam coś na obiad na jutro, jakieś przekąski, mleko, płatki, słodycze o tak dużo słodyczy i jakieś tam składniki na ciasto czekoladowe, które wprost uwielbiamy z Bartkiem. Targam te zakupy do samochodu i akurat w tym momencie musi mi zadzwonić telefon.
-Tak słucham.- o ile to nie było pierwsze kłamstwo podczas tej rozmowy, bo coś mi gadało w słuchawce, ale ja byłam zajęta pakowaniem zakupów.
-Aśka, czy ty mnie słyszysz!- wróć, spojrzałam na wyświetlacz Bartek.
-Przepraszam pakowałam zakupy.
-Ja już jestem prawie w Rzeszowie, będę za 20 minut.
-Okej. Buziaki.- rozłączyłam się i włożyłam ostatnią ekologiczną torbę do bagażnika. Zamknęłam go i pojechałam do domu. Podjechałam na parking po 30 minutach, bo w Rzeszowie zawsze muszą być korki tam gdzie ja jestem. Skandal! Oczywiście jak zawsze tradycyjnie moja torebka pozostawia wiele do życzenia a telefon dzwoni, więc go szukam, czyli wysypuje wszystko, ale on po chwili przestaje dzwonić i ktoś puka do mojej szyby. Odwracam się a tam moja big love. Szybko wszystko pozbierałam i wysiadłam.
-Cześć skarbie.- na przywitanie dostałam najbardziej namiętnego buziaka.
-Cześć Bartuś. Zakupy są do wniesienia.- podeszłam do bagażnika i zabrałam dwie torby a resztę niech Bartosz taszczy co mi tam.- Co tam słychać w Bełchatowie?- pierwsze pytanie z cyklu wywiad środowiskowy "Co on tam wyprawiał :)". W razie jak by mi coś nie pasowało, to zawsze mogę rzucić w niego czymś np. pomidor, którego układałam w metalowym koszyczku.
-Praca, praca, praca no i wszyscy tęskniliśmy, ale ja najbardziej- i pocałunek na szyi, który przyprawił mnie o dreszcz.- A w Rzeszowie?
-Szpital, Podpromie, dom.- odwróciłam się i w drodze do lodówki złożyłam na ustach Bartka soczystego całusa. A niech ma.
Witam was :)
Jestem z nowym rozdziałem, coś z niczego :) DIY- zrób to sam bez weny napisz rozdział :)
Dziś Dziku mój <3 Ma urodziny, więc jestem dziś Dzikiem w 100 %.
I zdjęcia też będę w dzikowym stylu oprócz dwóch.
Pozdrawiam was :) Buziaki :) Pierniczki ; *
Poszedł jak dzik w żołędzie <3
Możesz więcej takich coś z niczego :)
OdpowiedzUsuńPóki co wszystko jakoś się układa i się boję czy tego nie zepsujesz :( Ale to że jest miło, nie znaczy że musisz zepsuć :)
Pozdrawiam :)
http://szukajacszczescia-lookingforhappiness.blogspot.com/
u mnie 6-tka :)
Może wena nagle przyjdzie na bierzące rozdziały :)
UsuńPozdrawiam i luknę co tam u Ciebie słychać :)