niedziela, 13 października 2013

I gdzieś tam wysoko przeznaczenie jest nam pisane W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, amen

Cisza, spokój, samotność, dobre wino, relaks, tak właśnie mogę opisać jedną z sympatyczniejszych chwil w jakich znajdowałam się w tym dniu, kończącym się co prawda, ale jednak. W tle nastrojowa muzyka, a raczej ulubione romantyczne melodie i ja leżąca w wannie pełnej piany i ciesząca się jak głupia, że wszystko mi się układa. Po chwili jednak ktoś przerwał mi tą rozkosz. Oczywiście pomijam to że jest grubo po jedenastej i jestem sama. Owinęłam się w biały bardzo mięciutki ręcznik, nasunęłam klapeczki i zeszłam na dół. Zapaliłam światło w przed pokoju i zerknęłam przez wizjer kto mnie nawiedził. Gdy zobaczyłam znajomą posturę, od kluczyłam drzwi, pociągnęłam za klamkę i odsunęłam się, aby powietrze mnie poważnie, nie przewiało. Bartek wszedł do domu i uśmiechnął się od ucha do ucha.

– Takie powitania to mogę mieć zawsze.– Postawił torbę koło komody i pocałował mnie.

– Nie miałeś zostać w domu na noc?

– Miałem, ale rodzice kazali mi jechać do ciebie. – Pocałował teraz moje czoło i poszedł na górę z torbami, a ja poszłam do łazienki. Naciągnęłam jakąś koszulkę do spania, wypiłam resztę wina z kieliszka i umyłam zęby.

– Nastrojowa muzyka, czy przeszkodziłem w miłym wieczorku?–  Stanął za mną i jego ramiona otuliły moją talię. Posmarowałam twarz kremem, który swoją drogą ślicznie pachniał i obróciłam się w jego stronę.

– Przeszkodziłeś, ale wybaczam ci to.– Musnęłam jego usta, zabrałam wino, wyłączyłam muzykę i poszłam do sypialni. Wino wylądowało koło lustra a ja rzuciłam się na łóżko i włączyłam telewizję. Po kilkunastu minutach przyszedł Bartek i rzucił się na łóżko.– Idziemy spać?– Zamiast odpowiedzi usłyszałam mruczenie... Mruczenie?! Cały Bartek... Wyłączyłam telewizor i się do niego przytuliłam, a potem zapowiadała się długa bardzo ekscytująca noc.

Ranek był jak każdy, Bartek spał dłużej, a ja nigdy nie potrafiłam i dalej nie potrafię wylegiwać się rano bez większego celu. Zeszłam na dół zaparzyłam kawę i odsłoniłam drewniane żaluzję w salonie. Momentalnie wnętrze salonu było wypełnione słońcem. Otworzyłam drzwi i wymknęłam się na taras. Zapowiadała się naprawdę piękna pogoda. Wróciłam do domu i do mojego ulubionego kubka nalałam sobie kawę. Wyciągnęłam miseczkę i nalałam do niej jogurt oraz nasypałam musli. Włożyłam do miski łyżkę i zabrawszy wszystko wyszłam na taras. Usiadłam sobie na leżaku i ciepłe promienie słońca oblały mnie powodując, że cały dzisiejszy dzień spędziła bym na dworze.

 – Tutaj jest. Już ją podaje. Jeszcze raz dziękuje za gratulacje. – Bartek podał mi telefon i pocałował mnie. Zerknęłam na wyświetlacz, mama.

 – Cześć mamuś. – Uśmiechnęłam się do słuchawki, kiedy usłyszałam jej głos. Nie rozmawiałyśmy długo, bo chciała tylko zapytać kiedy przyjedziemy do Rzeszowa. Kiedy ustaliłyśmy, że w piątek będziemy, rozłączyłam się i zabierając naczynia ruszyłam do domu. Bartek rozłożony na kanapie wcinał jakąś sałatkę owocową.

 – Wymyśliłaś co dziś robimy?

 – Jest bardzo ładna pogoda, ale raczej nie mam stałego planu.

 – No to ja wymyśliłem, ale to będzie niespodzianka. – Jego uśmiech przypominał taki dziecięcy uśmiech, który pojawia się kiedy dziecko dostaje upragnioną zabawkę. Sam zainteresowany zajął się oglądaniem telewizji, a ja poszłam na górę się ubrać i oczywiście jak zawsze przypomniało mi się, że muszę jeszcze dziś się pojawić w klubie. Szybko ubrałam się i kiedy zerknęłam na zegarek, że jest już po dziesiątej, musiałam szybko pognać do pracy.

 – Wychodzisz do pracy?

 – Niestety. – Pocałowałam go. – Nie wiem, za ile będę, ale jesteśmy w kontakcie. – Przewiesiłam przez ramię torbę z laptopem i wyszłam z domu. Otworzyłam bramę magicznym pilotem i wsiadłam do samochodu.
W Bełchatowie bym kilka minut po jedenastej. Wbiegłam do klubu i natknęłam się na Paulinę.
 – Co ty się tak śpieszysz?

 – Miałam być na dziesiątą... – Uśmiechnęłam się do niej a ona zaśmiała się. – Co jest?

 – Jeszcze nie ma prezesa, więc nie możemy rozpocząć spotkania. Chodź. – Objęła mnie ramieniem
i poszłyśmy do jej gabinetu. Uraczona szklanką wody, mogłam w spokoju przygotować się do spotkania w bardzo przyjemnej atmosferze.
Spotkanie rozpoczęło się o dwunastej i było poświęcone, szukaniem recepty na kłopoty w jakich znalazła się skra. O trzynastej trzydzieści, wyszłam z klubu i pojechałam do domu. Kiedy weszłam do domu unosił się przyjemny zapach. Położyłam swoje tobołki koło schodów, ściągnęłam sandały i poszłam do kuchni, gdzie Bartek przygotował jakąś pyszną zapiekankę.
 – Postarałeś się.

 – Wiem. – Uśmiechnął się a za chwilkę podszedł do mnie i przyssał się do moich ust. – Zjemy obiad i wyruszamy na wycieczkę.


  – A gdzie się wybieramy?
 – Nad jezioro. – Pocałował mnie i usiedliśmy przy kuchennej wysepce, gdzie zjedliśmy obiad a po nim nad  jezioro. Ciekawe co on kombinuje.





Jestem z kolejnym :) 
Cóż, cieszę się że się udało :)  

Przesyłam wam nutkę :) 
Kolejna która uwielbiam ! ! ! 


Zapraszam na mojego Twittera, gdzie będziecie ze mną w stałym kontakcie ;) 

                                                      Ogonodraszki










foto: skra.pl    Mariusz Pałczyński Photography 

niedziela, 6 października 2013

Twoje oczy trochę smutne chyba patrzą prosto w moje i Nic nie mówisz znów, ja milczę też, ale oboje Mówimy "chyba chcę, lecz wybacz, wiesz, trochę się boję"

Za piętnaście dwudziesta byliśmy już na hali, przybrani w biało-czerwone barwy i czekaliśmy aż wielki finał się rozpocznie. Obok mnie siedziała grupka kibiców, albo to raczej ja siedziałam w grupce kibiców z Polski
i tak się cieszyłam, że mogli tu być, że my mogliśmy tutaj być. Nawet jeżeli było nas tak mało, znaczy Polskich kibiców to i tak byliśmy najgłośniejsi na hali, bo o to przecież chodzi. Pierwszy raz wczułam się
w mecz, czułam jak bym tam była i wylewała poty, jak bym broniła każdą piłkę i atakowała z całej siły. Coś niesamowitego. Maks był pochłonięty a ja pod koniec trzeciego seta na drugiej przerwie technicznej zorientowałam się, że zaraz może być koniec, że możemy mieć to czego tak bardzo pragnęliśmy, że będziemy się cieszyć i każdy będzie się uśmiechał. Dostałam sms-a od Asi Michalskiej, że nas widzi i nie mamy się ruszać z miejsca po meczu, przyjdzie do nas. Schowałam telefon i skupiłam się na tych ostatnich akcjach, w których ważyły się losy naszego medalu. Jeszcze tylko kilka sekund 24:20, na zagrywce Stanley... Podrzucił uderzył i nie trafił w pole ! Mamy złoty medal ! Ten upragniony, złoty medal ! Przytuliłam Maksa i przypadkową dziewczynę, która siedziała koło mnie. SZALEŃSTWO !
Asia po kilku chwilach była już koło nas i tak bardzo się cieszyła, że mogła tu być, że mamy to złoto.

– Idziemy do nich? – Asia spojrzała na mnie, a ja wzięłam Maksa na rączki i poszłyśmy koło barierek. Polscy kibice dalej wiwatowali na trybunach i już sobie wyobrażam, jaka jest atmosfera w Polsce. W przerwie między ceremonią panowie, mogli mieć chwilkę, aby pójść do szatni. Bardzo chciałam teraz porozmawiać z Bartkiem, albo może mu po prostu po gratulować, bo po ceremonii raczej się nie zobaczymy. Mamy z Maksem wylot o piątej rano i chciałabym, aby choć troszkę się wyspał.

– Bartek ! – Krzyknęłam a on uśmiechnął się, podpisał ostatnią kartkę i przyszedł. Mocno się do niego przytuliłam i delikatnie musnęłam jego usta. – Gratuluje medalu !

 – Dziękuje !  – Przytulił mnie a ja wiedziałam, że huczy w nim radość. Zaraz po mnie w jego silne ramiona wpadł Maks, dokładnie objęty nimi ułożył głowę na ramieniu a Bartek przymknął oczy, wyglądało to wprost słodko.  – Zobaczymy się po ceremonii?

 – Mamy wylot o piątej i chciała bym, szybko wrócić do hotelu...

 – No dobrze, przyjedziesz po mnie do Warszawy?

– Twój tata nie miał przyjechać?– Spojrzałam na niego a on uśmiechnął się ostatni raz musnął moje usta i wrócił do chłopaków a my wróciliśmy na trybuny.Oprócz tego, że miły pan ustąpił Asi miejsca i mogłyśmy razem się ekscytować wygraną naszej drużyny to nie usłyszałam odpowiedzi od Kurka co mnie troszkę wkurzyło, ale tylko odrobinkę. Emocje z nas nie schodziły, uśmiech na twarzy dziś był naszym najlepszym przyjacielem i nie ukrywam, podoba mi się taki układ.
Ceremonia rozpoczęłam się bardzo wzniośle, odpowiednie drużyny stanęły,  przy swoim stopniu podium. Na początek rozpoczęto rozdawanie nagród indywidualnych. Siedziałyśmy i w głowie "krążyły myśli, może będzie najlepszym przyjmującym, albo MVP, przecież to był dla niego fantastyczny turniej". Pierwszą nagrodą, była nagroda za najlepszego atakującego. Asia uśmiechnęła się do mnie nikle a kiedy usłyszałyśmy donośne zawodnik z numer 9 Zbigniew Bartman, Asia przytuliła się do mnie i wiedziałam, że tak naprawdę każdemu z naszych zawodników należała się nagroda indywidualna. Środek Możdżon, libero Igła no
i ten upragniony MVP. Wszyscy ze skupieniem wpatrywali się w płytę ceremonialną a ja z Maksem mieliśmy mocno zaciśnięte kciuki, pragnęliśmy aby ta nagroda była dla Bartka.

– Ladies and Gentlemen, the player receives the MVP award with the number 6, Bartosz Kurek !  – A kiedy to usłyszałam kilka łez znalazło się na moim policzku i teraz wiedziałam, że jest najlepszy, że jest wartościowy i że jest częścią mnie. Przytuliłam się do Asi i nie mogłam zahamować potoku łez.

 – Nie płacz głupia !  –  Krzyknęła do mnie i otarła mi łzy, a ja uśmiechnęłam się i zerknęłam na Bartka, który z dumą stał koło kolegów z innej drużyny.
Po kilku zdjęciach panowie się rozeszli i rozpoczęło się wręczanie nagród drużynowych. Nasi mężczyźni podeszli do band, kiedy przyszła ich kolej, aby weszli na podium każdy zrobił przewrót w przód i wspólnie stanęli na podium. Było to fantastyczne uczucie kiedy widziałam ich szalejących i cieszących się, że udało się. Mamy ten wymarzony i upragniony złoty medal :)
Po odśpiewaniu mazurka dąbrowskiego pożegnaliśmy się z Asią, która poszła do Zbyszka i wyruszyliśmy do hotelu. Maks był już tak zmęczony, że jego powieki opadały, ale on walczył, co przyprawiło mnie o wielki uśmiech. Jest taki słodki.

O trzeciej byliśmy już na lotnisku, grupka Polskich kibiców także, Maks ułożony na moich kolanach słodko sobie drzemał a ja przeglądałam twittera i facebooka, wróciła stara rutyna. Tradycyjnie sytuacyjne zdjęcie i kilkadziesiąt like'ów oraz miłych komentarzy, czyli świat wirtualny, który nigdy nie będzie prawdziwy.
O piątej siedziałam już w samolocie, Maks ożywił się na kilka minut a za chwilkę zasnął i sama mogłam czytając książkę, wypocząć podczas tego lotu. Godzina dziewiąta to przylot do Częstochowy. Gdy już opuściliśmy ostatnią odprawę, zobaczyłam sylwetkę mojego taty, który czytając kawę i przeglądając prasę poranną czekał na nas.

 – Cześć tato !  – Obrócił głowę i uśmiechnął się. Podeszłam przytuliłam go, Maks już wgramolił się na jego kolana i tak bardzo uczucie tęsknoty sięgnęło zenitu. – Mama jest w domu, czy przyjechała?

 – A jest i przywieźliśmy jeszcze gościa specjalnego. – Uśmiechnęłam się i zabrałam jedną walizkę, tata drugą i Maksa na rękach.

W Dąbrowie byliśmy po kilkunastu minutach. Kiedy podjechaliśmy do domu, poczułam że nareszcie jestem w swoim azylu. To tu toczy się moje życie, jestem częścią jego i bardzo się z tego cieszę. Srebrny leksus i czarne audi stało na podjeździe. Idąc Maks pobiegł na ogród i zaczął kopać piłkę, która leżała pod jednym z krzaczków. Idąc po schodach poprawiłam ustawienie doniczek i weszłam. Ściągnęłam buty, ustawiłam walizkę i usłyszałam śmiechy kobiet z kuchni. Szybko tam poszłam i zobaczyłam moją mamę oraz najlepszą przyjaciółkę Polinę, którą swoją droga bardzo zaniedbałam.

 – Cześć!  – Rzuciłam się na nie i tak bardzo się cieszę, że tu są. Uśmiech z twarzy mi nie schodził.

 – Jak urlop, jak Bartek? Dzwoniłam do niego wczoraj pogratulować. – Mama uśmiechnęła się do mnie a ja  nalała sobie do szklanki soku i się do nich promiennie uśmiechnęłam. To chyba najlepsza odpowiedź.

 – A gdzie masz syna, sprzedałaś, tak ładnie wyglądaliście w telewizji, realizator pokazał was kilka razy. – Polina usiadła obok mnie i zobaczyłam mieniący się drobiazg na jej palcu, ale o to kim jest ten tajemniczy kochanek zapytam potem.

 – Syn pochłonięty już sportem. Swoją drogą czas zabrać się za porządki !  – Dopiłam sok i zabrałam Polinę na górę. Poszłyśmy do garderoby, gdzie włączyłyśmy muzykę i zajęłyśmy się prasowaniem ubrań. Czułam się jak za starych lat, takie nasze pożyteczne ploteczki.

 – No to opowiadaj, jak z Bartkiem...

 – Wróciliśmy do siebie i jestem taka szczęśliwa !

– Oooooo.  – Uśmiechnęła się do mnie.

 –  A  ty, od kogo ten pierścionek? – Przeprasowałam bluzę klubową Skry i powiesiłam na wieszaku, a Polina z sekundy na sekundę przybierała coraz bardziej purpurowy kolorek.  – No mów !

 – Ma na imię Adam i jest najlepszym chirurgiem dziecięcym w Polsce. W sumie to poznaliśmy się na praktykach, taki przypadek byliśmy razem na imprezie, uśmiechnęłam się do niego on popił kilka łyków wódki i podszedł do mnie, potem gadaliśmy długo, codziennie jedliśmy razem lunch w szpitalu. Jest fantastyczny no i w piątek byliśmy na kolacji i poprosił mnie o to abyśmy byli razem, bardzo go lubię, więc zgodziłam się. – Wypuściła powietrze a zaraz ugrzęzła w moich ramionach.

 – Bardzo się cieszę, że ci się układa. – Pocałowałam jej czoło a ona uśmiechnęła się i przejęła żelazko, aby wyprasować resztę ubrań a ja układałam je do szafy.



Wielki powrót ! :)

Melduje się z nowym rozdziałem i mam nadzieje, że tu jeszcze jesteście ! :)
Ogólnie to bardzo dziękuje za komentarze, za bardzo miłe komentarze :)
Pozdrawiam nowe czytelniczki !



Nastrojowo na niedzielę i do następnego spotkania ! :)

Dobra nuta ! :)  Uwielbiam :)