czwartek, 3 kwietnia 2014

Epilog


- Ja Bartosz biorę ciebie Joanno za żonę...- Delikatnie uśmiechnął się a ja miałam oczy pełne łez.-
I ślubuje Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- Uśmiechnął się szeroko do mnie a za chwilkę przyszła moja kolej.

-Ja Joanna biorę ciebie Bartoszu za męża i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...- Widziałam jak ze skupieniem mi się przyglądał, tak słodko wyglądał.- ... oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- Ukazałam rządek białych zębów.

-Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela...- Delikatnie przekręciłam głowę w prawą stronę
i w drzwiach świątyni zobaczyłam ją, z uśmiechem pełnym szyderstwa. Cóż mogłam zrobić, ksiądz poświęcił nasze obrączki a my za chwilkę mogliśmy je już spokojnie nałożyć. Bartek zabrał jako pierwszy tą, która ma należeć do mnie. Delikatnie złapał moją dłoń i powtórzył słowa księdza.

-Joanno, przyjmij te obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- Wsunął złotą obrączkę na mój palec, a potem delikatnie ucałował moją dłoń. Zabrałam duży złoty krążek ze srebrnej tacki i wsunęłam go na jeden z palców Bartka.

-Bartoszu, przyjmij te obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- Uśmiechnęłam się w jego stronę a za chwilkę ksiądz, w dosyć zabawny sposób, dał Bartkowi pozwolenie, aby mógł mnie pocałować. Publika się śmiała, a ja zaliczyłam pierwszy pocałunek z moim mężem.

Po skończonej ceremonii w kościele, kiedy wszyscy wyszli a my podpisaliśmy jakieś papierki związane ze ślubem, mogliśmy wyjść w rytm "Marszu Mendelsona". Czułam się cudownie i myślę, że nie łatwo było tego nie zauważyć. Przed kościołem zostaliśmy obsypani ryżem i monetami, które i tak pozbierał Maks z innymi dzieciaczkami, a my zaczęliśmy przyjmować życzenia.

-Córeczko, już nie wiem czego mam ci życzyć.- Mama uśmiechnęła się a ja mocno się do niej przytuliłam. Teraz to już się rozbeczałyśmy we dwie, a tata z Bartkiem stali i śmiali się z nas.- Kochajcie się to przecież najważniejsze, a reszta przyjdzie sama.- Pocałowałam jej policzek, otarłam łzy a ona stanęła obok i zaczęła odbierać kwiaty. Życzenia mamy Bartka, były podobne, ta solidarność. Po rodzinie przyszedł czas na siatkarzy. Kochane moje robaczki. 

-Taka mała Joaśka!- Igła wydarł się a ja mocno się do niego przytuliłam.- Ty już wiesz czego ci życzę.- Pocałował mój policzek a mi przypomniała się wczorajsza rozmowa telefoniczna. Potem rzuciła się na mnie Iwona. 

-Krzysiu pewnie już wiele powiedział, ale ja chciałam dodać, żebyś znalazła receptę na Bartka
i kochała go bez względu na wszystko.- Ucałowałam jej policzek i za chwilę rzuciła się reszta reprezentacji, siatkarzy i siatkarek. Potem przyszedł czas na moich przyziemnych znajomych. Na końcu życzenia złożyła mi Klaudia. Bartek patrzył na to wszystko z dosyć przerażoną miną. 

-Życzę ci, abyś zaznała szczęścia z Bartkiem. 

-Już jestem szczęśliwa.- Uśmiechnęłam się do niej, a ona przytuliła mnie, pomachała do Bartka
i wsiadła do czarnego samochodu, który odjechał z piskiem opon. Uśmiechnęłam się do Bartka, złapałam jego dłoń i poszliśmy do samochodu, którym odjechaliśmy do pałacyku, w którym odbywało się wesele. 

-Jesteś zła?- W samochodzie Bartek delikatnie wyszeptał mi te słowa do ucha, a ja zaprzeczyłam
i delikatnie go pocałowałam. 

-Miło z jej strony.- Przecież lepiej w życiu kierować się tym, że ktoś ci dobrze życzy, po co psuć tą piękno atmosferę. 

Weselna atmosfera, była taka jaką sobie wymarzyliśmy. Po rzucaniu kieliszków, skosztowaniu chleba z solą, usiedliśmy przy wyznaczonym dla nas stole, gdzie oprócz nas siedzieli nasi rodzice, Maks z Kubą, Misiek z Moniką, Polina z Łukaszem i Krzysiu z Iwoną. Nim zdążyliśmy usiąść tata już zaczął wznosić toasty i milion razy gorzko przyprawiało mnie o napad śmiechu.

-Nie pij za dużo.- Pocałowałam Bartka ostatni raz i usiedliśmy na chwilkę. 

-No proszę już ustawia mężulka. Bartek nie daj się.- Krzysiu uśmiechnął się a ja pokazałam rządek białych zębów i za chwilkę zostaliśmy poproszeni o to, aby zatańczyć pierwszy taniec. Delikatnie prowadzona przez Bartka kroczyłam na parkiet. Czułam się strasznie, no bo tyle ludzi i tak dalej, ale kiedy zobaczyłam Bartka twarz przed moją czułam się prze szczęśliwie i cały stres odpłynął
w niepamięć. Pierwsze takty prawdziwego klasyka i piosenki bardzo ważnej przy której pierwszy raz zgodziłam się na to, aby zostać żoną Bartka.
Mieliśmy ułożony układ, no bo kto jak kto, ale my nie byliśmy wybitnymi tancerzami, a przecież to ważne, bo wszyscy wspominają ten pierwszy taniec. 
Kiedy tańczyliśmy miałam przymknięte oczy i wspominałam: 

Było multum ludzi i pełno znajomych samochodów, ale w gruncie rzeczy każdy może mieć taki samochód jaki chce. Bartek zaparkował, wysiadł i otworzył mi drzwi. Co za dżentelmen. Złapał mnie za rękę i weszliśmy do restauracji. Przeszliśmy przez pierwszą część sali, a kiedy znalazłam się, bo Bartek mi zaginął, w drugiej części sali zobaczyłam mamę, tatę, Maksa, Dagmarę, Michała, Oliwiera, Miśka, Monię, Zbyszka i resztę Skry. Dojrzałam jeszcze rodziców i brata Bartosza. Stanęłam na środku i nie wiedziałam o co chodzi.

–Przepraszam czy może mi...– wszyscy zamilkli i wlepili w coś wzrok i to z pewnością nie na mnie. Obróciłam się i zobaczyłam Bartka z bukietem herbacianych i białych róż. –... o co tu chodzi. – podszedł do mnie bliżej – Bartosz co ty kombinujesz? 

–Asia, bo ja wiem, że ostatnio było dziwnie, ta cała atmosfera i liga mistrzów, ale kiedy byłem sam zrozumiałem, że to wszystko ja, ty Rzeszów potem Bełchatów i teraz Dąbrowa Zielona to nie jest tylko jakiś krótki epizod w moim i może w niebawem naszym życiu. Wiem, że jestem bałaganiarzem, lubię cię po wkurzać – wszyscy zaczęli się śmiać i ja także, jeszcze moment
a popłaczę się. – Wiem też, że kocham cię najmocniej na świecie i chciał bym cię prosić o to abyś... – tutaj klęknął przede mną i wtedy się popłakałam rzecz jasna ze szczęścia, ale ryczałam jak bóbr. – Została moją żoną, Joanno Krawiec, spędź ze mną resztę swojego życia. – uśmiechnął się do mnie i otworzył pudełko a ja spojrzałam na niego i obróciłam się do reszty. Mama moja jak
i reszta kobiet ryczała, Zibi szeptał żebym się zgodziła, a Bartek klękał w niepewności, do czasu kiedy obróciłam się do niego.


–Wstań, wiesz co ci powiem pięć miesięcy to krótki okres czasu, ale długi aby się zakochać
w takim popaprańcu jak ty. Kocham cię i chcę być twoją żoną – na sali wszyscy zaczęli klaskać
a mi Bartek wsunął pierścionek, podał kwiaty i mnie bardzo ale to bardzo namiętnie pocałował.
–Jestem popaprańcem ? – spojrzał mi głęboko w oczy a ja kiwnęłam głową że tak i go pocałowałam.
Kiedy nasze namiętności skończyliśmy wszyscy do nas podeszli i nam gratulowali.

- Zapomniałem powiedzieć, że strasznie ślicznie wyglądasz.- Uśmiechnęłam się do niego i już
w rytm ostatnich taktów piosenki sunęliśmy po parkiecie. Na koniec uwieczniliśmy to pocałunkiem
i zaprosiliśmy inne pary do tańca. 

-Ty też wyglądasz całkiem całkiem. Taki przystojniak.- Poprawił muszkę i wziął mnie na ręce, aby tak sobie tańczyć ze mną, to chyba on tańczył sobie a ja wpatrywał się jego piękne oczy i czułam, że bez niego moje życie nie było by takie samo. Po chwili postawił mnie na ziemię i zatańczyłam
z tatą. 

-Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa?- Tata delikatnie się uśmiechnął a ja mocniej go przytuliłam.

-Najszczęśliwsza na świecie.- Czułam jak delikatnie całuje moje czoło a ja nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tańczyliśmy ze sobą trzy piosenki. Wiadomo po pięciu powolnych zaczęły się te szybsze przy których najbardziej wymiatali siatkarze. Bartek tańczył sobie z nimi i wyglądał tak bez trosko i szczęśliwie. Uwielbiam takiego Bartka, w takim się w końcu zakochałam. 

Około dwudziestej drugiej mama zabrała Maksa i Kubę do jednego z pokoi, bo sama czuła się już zmęczona. Bartek już delikatnie rozbawiony siedział i debatował z Kubą Jaroszem a ja zostałam zagadywana przez Polinę i Iwonę. Michał Kubiak z Monią szaleli na parkiecie a Guma z Oliwką pomimo szybkiej muzyki delikatnie kołysali się w rytm muzyki. Wyglądali niezwykle słodko. 

-A teraz pomimo tego, że jest wcześnie.- Wodzirej zaśmiał się a ja cieszyłam się, że go wybraliśmy i jego kumpla. Niezwykle dobrze im się z oczu patrzyło.- Kołysanka, dla wszystkich tych którzy pogrążeni w gorącej miłości zapomnieli o Bożym świecie.- Paweł Zagumny spojrzał na niego.- Tak Guma o tobie mowa.- Zaśmiałam się a za chwilkę byłam poproszona do tańca przez Zbyszka Bartmana. 

-Nareszcie mogę z tobą zatańczyć.- Przytuliłam się do niego i wsłuchałam w tekst piosenki.- Myślisz, że to będzie dobre na pierwszy taniec? 

-Bierzecie ślub?- Stanęłam przed nim a on uśmiechnął się. Przytuliłam go i cieszę się, że w końcu zrobił ten ruch.- Mam nadzieję, że niebawem i ja będę bawić się z moim kochanym mężem na waszym weselu.- Czułam jak się zaśmiał, a za chwilę porwał mnie Bartek, i rozpoczęliśmy gorący taniec po którym złapał mnie za rękę i wyprowadził przed pałacyk do oświetlonej altanki. Usiedliśmy na jednej z ławek, oparłam głowę o jego ramię i czułam jak delikatnie muska moje czoło. 

-Bartman oświadczył się Asi. 

-Nareszcie.- Zaśmiał się a ja spojrzałam w jego oczy i po prostu się uśmiechnęłam.- Kocham cię. 

-Kocham cię.- Pocałowałam go a potem siedzieliśmy tak i wspominaliśmy wszystko co wydarzyło się w naszym życiu. 

-Jest jeszcze jedno najważniejsze wspomnienie. 

-Jakie?- Przyjrzałam mu się z zaciekawieniem i uśmiechnęłam. 

-Nasze pierwsze spotkanie...    
    
     Wyciągając akredytację, trzepnęłam wchodzącego wysokiego chłopaka ręką prosto w buzię. Na początku nie wiedziałam kto to jest ale potem kiedy już ogarnęłam sytuacje zorientowałam się że mogłam wybić jedynki samemu Kurkowi. Brawo Asia na pewno zostawiła bym mu pamiątkę na całe życie i by o mnie nie zapomniał.

- Przepraszam, nie chciałam. Nic ci nie jest?- spojrzałam na niego a on się uśmiechnął, wziął swoja torbę i usiadł na pobliskiej kanapie. Stanęłam i popatrzyłam na niego. Przywołał mnie gestem ręki.

- Bartek- podał mi dłoń.

- Asia. Miło mi Cię poznać, chociaż w takich okolicznościach, ale miło.- poczułam że mam rumieńca na policzkach i z chwili na chwilę się powiększa.

- Jesteś z Rzeszowa ?

- Tak jestem menadżerem drużyny. A ty kim jesteś?- przybrałam minę myśliciela a po chwili roześmialiśmy się z Bartoszem.- Przecież wiem. Słynny siatkarz, bożyszcz Polskiego Volleya...

- Och dzięki. A tak naprawdę jestem Bartosz Kurek i proszę nie traktuj mnie z taryfą. Nie lubię tego.- uśmiechnął się do mnie.

-Myślałam, że wybiłam ci jedynki.- Zaczęliśmy się śmiać.- Co by było gdybym wtedy cię nie uderzyła?

- Nigdy nie był bym szczęśliwszym człowiekiem niż teraz. Tak miało być. Od razu wiedziałem, że spędzę z tobą resztę życia.- Spojrzałam na niego z zaciekawieniem a on figlarnie się uśmiechnął. Namiętnie go pocałowałam i tak naprawdę czuję, że to wszystko to jakiś jeden wielki plan, który już owocuje w dobre rzeczy. Grunt, żeby znaleźć prawdziwą miłość i nie zmarnować swojej szansy. 

-Zapomniałaś o tym, że trzeba też wybaczyć, bo nie zawsze będzie dobrze.- Uśmiechnęłam się do niego, nacisnęłam przycisk zapisz, zamknęłam stronę i wróciliśmy do zabawy weselnej.   

  "Nasze wspólne życie dopiero się zaczyna, a to czy wygramy je za 3 punkty, czy będziemy musieli o nie walczyć w tie-breaku, tego nikt nie wie"   

                                                                 Koniec


                                       Dziękuję, za to że byliście, za każdy miły komentarz, który był moim motorkiem napędowym do dalszej pracy. Za każdy komentarz kierujący mnie na dobrą drogę w wszystkich detalach bloga. Dziękuję, za każde wyświetlenie, za spędzony czas. Chciałam, żeby dobiło do 50 tysięcy, ale się nie udało, może kiedyś wyjdzie? Mam taką nadzieję. 
  Za każdą wylaną łzę, za każdy uśmiech za to że byliście, kochani czytelnicy i czytelniczki. 
Nie wiem co mam napisać, bo żadne słowa nie wyrażą tego jak jestem szczęśliwa, że mogłam was poznać i miałam dla kogo pisać. 

                   Mam nadzieję do zobaczenia jeszcze tu...     

                       Ściskam 

                Ogonodraszki   

PS: Cały czas możecie mnie znaleźć na dwóch inny projektach: 





                                       

sobota, 22 marca 2014

Szczęściem jednego człowieka jest drugi człowiek

Rozdział 49


Tak na prawdę przez cały czas zastanawiam się jak szybko ten czas zleciał. Jeszcze prawie dwa lata temu, byliśmy dla siebie całkiem obcymi ludźmi a teraz nie możemy bez siebie żyć. Tęsknota dobija nas, ale też uczy pokory i zaufania. Pomimo tego, że do jednego z najważniejszych wydarzeń w naszym życiu pozostał tydzień, nie mam żadnych wątpliwości. Myślałam, że będę czuła strach, chęć rzucenia wszystkiego w cholerę, ale tak nie jest i to jeszcze bardziej utwierdza mnie
w przekonaniu, że to co zrobię będzie czymś dobrym i dzięki temu będę miała jeszcze wspanialsze życie niż teraz. To o to chodzi, aby rutyna twojego życia, była dla ciebie nawet wyjątkowym stanem, a nie żebyś się użalała jaka to jesteś nieszczęśliwa.

-Asia, słuchaj bo te kwiaty, to może białe róże i frezje będą przed ołtarzem, a anemony damy po bokach i jeszcze przy ławkach połączymy białe róże z pastelowymi goździkami?- Florystka delikatnie się uśmiechnęła a ja weszłam głębiej do kościoła, położyłam torebkę na jednej z ławek
i przeszłam się wzdłuż.

-Może przy każdej ławce damy kilka białych róż i jednego, albo dwa goździki, połączymy to białym materiałem. Potem postawimy delikatne w kulach świeczki.

-Też o tym myślałam.

-Poradzi sobie pani. Będzie cudownie.- Przytuliłam ją, zabrałam rzeczy i wyszłam przed kościół. Był piękny słoneczny dzień, a moja jedyna nadzieja była taka, żeby była piękna pogoda. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do domu, który okupowała moja mama, ciotka Wanda i Polina. Jak dobrze, że znalazła dla mnie czas w tym całym medycznym szaleństwie.

-Jestem!- Weszłam głębiej i zobaczyłam jak dziewczyny debatowały z panią dekorującą sale,
a raczej niewielki pałacyk.- Dzień dobry.- Przywitałam się z panią Anią i wtrąciłam się do debaty.

-Jutro już z ekipą będzie zajmować się przygotowaniem materiału to myślę, że we wtorek będziemy już wszystko przystrajać, bo trochę tego jest.

-No dobrze, to od wtorku będę do was zaglądać co tam się dzieje.- Uśmiechnęłam się do niej a za chwilkę byłam zasypana masą próbek materiałów, zdjęciami wszystkich elementów wykończenia jakie tylko mogą być. Było tego masę i już na koniec było trudno o decyzję. No i tak mniej więcej minęła sobota.

W niedziele pojechałam z Maksem do Spały, aby zobaczyć się z Bartkiem i zdać mu relację z tego co się dzieje. Panowie tryskali humorami choć wydaje mi się, że to tylko dla tego, że od czwartku mają wolne. No kto jak kto, ale każdy by się cieszył na ich miejscu.

- Przecież wiem, że będzie pięknie.- Uśmiechnął się do mnie i pocałował delikatnie moje usta.

-Mam taką nadzieję.- Przytuliłam się do niego i przeszliśmy się po hallu w poszukiwaniu Maksa.-
W czwartek pojedziesz do Nysy tak?

-Tak mama mówiła, że wszystko już gotowe, jej radość jest bardzo zaraźliwa.- Uśmiechnął się nikle a ja ucieszyłam się z tego, że trafiłam na całkiem, całkiem teściową. Znaleźliśmy Maksa, grającego ze Zbyszkiem i Michałem w jakąś grę planszową. Dosiedliśmy się do nich i do późnego popołudnia tak właśnie spędziliśmy czas. Wieczorem postanowiliśmy się zbierać, był oczywiście protest ze strony i Maksa i Bartka, ale musiałam wrócić do domu, bo jutro mam obiad z prezesem. Pewnie się zastanawiacie co ze Skrą? Oczywiście, że się zgodziłam. Godzinne debaty i podjęcie decyzji, że tak będzie jednak lepiej dla dzieci. Panie Boże jak dobrze, że dałeś takie coś jak kompromis!

Niedziela była jak każda, leniuchowanie i nic nie robienie, w czym pomagała dosyć piękna pogoda. Polina wyrwała się do Częstochowskiego szpitala, a ja z mamą i ciocią od rana gadałyśmy
o wszystkim i o niczym.
Potem wyszykowałam się niczym prawdziwa wiceprezes pojechałam na obiad do Łodzi. Omawianie kolejnych szczegółów, planów na nowy sezon, czyli co weekendowe spotkanie z prezesem, czasem też jego małżonką, w sumie całkiem równa z niej babka.

- Jako, że dalej będziesz zajmować się drużyną, może spotkasz się podczas ligi światowej z Conte?- Prezes coś tam napisał w swoim notesie a ja dopiłam sok i zerknęłam do swojego.

-No dobrze, ale to będę musiała, w końcu- uśmiechnęłam się- dostać na niego namiary.- Prezes podał mi karteczkę z numerami telefonu Contego i Uriarte. Argentyna na mojej głowie, masz ci los. Omówiliśmy jeszcze kilka szczegółów i pojechałam do domu, gdzie od wejścia można było usłyszeć krzyki dzieci i gaworzenie małego stworka. Weszłam głębiej i zobaczyłam Dagmarę pijącą kawę
z mamą.

-Cześć.- Uśmiechnęłam się do niej, mocno przytuliłam ją i za chwilkę już przejęłam małą Zośkę. Rośnie jak na drożdżach i dosyć silna z niej babka.- Cześć słoneczko.- Pocałowałam jej czółko
a ona spojrzała na mnie swoimi dużymi oczami i uśmiechnęła się, wydając kilka dźwięków tylko dla niej zrozumiałych.- Jak się czujesz?- Uśmiechnęłam się do Dagmary.

-Dobrze, jest coraz lepiej. Choć kręgosłup daje o sobie znać.- Delikatnie uniosła kącik ust. Oddałam maluszka pod opiekę mamy i sama poszłam szybko się przebrać w coś wygodnego i zabrałam się za przygotowanie małego deseru, w którym pomogła mi Daga. Mama zabrała małą na ogród do chłopaków, a my mogłyśmy swobodnie pogadać.

-Stresujesz się?- Spojrzałam w jej stronę i kiwnęłam na znak, że nie.

-A czego? Przecież kocham Bartka.- Uśmiechnęłam się promiennie a ona nałożyła lody waniliowe
i zabrała mi miskę z bitą śmietaną.- A ty? Jak przeprowadzka do Moskwy?

-Przecież raczej będę tutaj, tam będę wylatywać na kilka dni a potem wracać. To będzie zdrowsza sytuacjia dla Oliwiera. Jest szczęśliwy, że wyjedzie za granicę, ale Rosja to nie koniecznie miejsce, gdzie chcę, żeby mój syn się uczył.

-To co nauka w systemie dom, szkoła?

-Tak, już wszystko obgadałam z nauczycielami.- Dokończyłyśmy deser i zaniosłyśmy wszystko na taras.- Cieszę się, że bierzecie ślub. Jesteście dla siebie stworzeni.- Przytuliłam ją i się rozryczałam. Wszyscy tak powtarzają, aż czasem się chce popłakać ze szczęścia.- Głupia! Nie płacz.- Otarła mi łzy, zabrałyśmy szklanki i wróciłyśmy na taras.

-Coś się stało?

-Nie, po prostu jestem szczęśliwa!- Uśmiechnęłam się do wszystkich a potem spędziliśmy miłe popołudnie na ogrodzie.



Troszczę krótki, ale to już ostatni przed epilogiem... 
Jeszcze cały czas obmyślam koncepcję i mam łzy w oczach, że muszę kończyć tą historię... 

Pozdrawiam i ściskam 
Ogonodraszki xoxo 

PS: Zapraszam na nowy projekt i troszkę starszy projekt. 

niedziela, 9 marca 2014

Pragnieniem mym na zawsze jesteś ty

Rozdział 48

W Łodzi pojawiłam się po czterdziestu minutach. Dojechałam pod budynek Atlas Areny
i zobaczyłam Bartka. Stał i wpatrywał się w jakiś punkt na niebie. Wysiadłam z auta, zamknęłam je
i podeszłam do niego. Kiedy mnie zobaczył, mocno mnie przytulił i pocałował. 

- Nic ci nie jest?- Delikatnie dotknęłam jego policzka a on pokiwał głową na znak, że nie i musnął moje usta.- Powiesz mi co się stało? 

- Pogadamy o tym w domu... Okej?- Uśmiechnęłam się i ruszyłam do auta. Rzuciłam kluczyki Bartkowi a sama usiadłam na siedzeniu obok kierowcy i uśmiechnęłam się na jego widok.

- Dobrze, że już wróciłeś.- Musnęłam jego polik zapięłam pas i ruszyliśmy w stronę Dąbrowy Zielonej. Pod domem pojawiliśmy się po godzinie. Weszłam do domu i zdjęłam buty a potem przeszłam do salonu, rzuciłam torebkę na jedno z krzeseł w jadalni i poszłam do kuchni nastawić wodę na kawę. Wyciągnęłam wczorajszy obiad i podgrzałam w mikrofali, na pewno jest głodny.- Chcesz coś do jedzenia i kawę?

- No pewnie. Jesteś zła?- Usiadł przy kuchennej wysepce i bawił się serwetkami.

- A mam być?- Podałam mu kawę, jedzenia i usiadłam na przeciwko niego. Zanurzył usta w trunku
i spojrzał mi głęboko w oczy.- Co się dzieje?

- To nic poważnego, po prostu czuję, że się oddalamy... Poza tym zniknąłem, bo przyjechał po mnie Kuba i byliśmy zabalować, no w końcu dostał pozwolenie od góry.- Uśmiechnął się nieśmiało, a mnie jakby kamień spadł z serca, wstałam i podeszłam do niego. Usiadłam na jego kolanach i objęłam rękoma jego twarz. Miał śliczne oczy, usta i nos. On cały był śliczny.

- Kocham cię.- Delikatnie musnęłam jego wargi a za chwilkę no no proszę państwa nie wiedziałam, że aż tak bardzo zabalujemy. Oczywiście wylądowaliśmy w sypialni i oczywiście nie powiem, było przyjemnie... Może tego właśnie potrzebowaliśmy? Delikatnie czułam jak gładzi dłonią moje nagie plecy. Uwielbiam jak to robi.

- W sobotę Spała.- Westchnął a ja oparłam się na łokciach i musnęłam delikatnie ustami jego bark. Uśmiechnął się i pocałował moje czoło.- Kiedy masz wizytę u lekarza?

- W piątek wieczorem, będzie pierwsze zdjęcie naszego maluszka.- Przewróciłam się na plecy
i nasze ręce wylądowały na moim brzuszku. Chwila wylegiwania i zobaczyłam, że jest już po dwunastej. Czas wyruszyć po Maksa do szkoły. Wstałam narzuciłam na siebie dresowe spodnie, koszulkę i rozczesałam włosy. Bartek wpatrywał się we mnie.- Co jest Kurek?

-Nic specjalnego.- Uśmiechnął się i wstał. Poszedł do łazienki, bo po chwili usłyszałam szum wody. Narzuciłam skórzaną kurtkę i airamaxy. Weszłam do łazienki i delikatnie zapukałam w kabinę.

-Jadę po Maksa. Kocham cię. Zjedz to co ci przyszykowałam.- Wysłałam mu buziaka w powietrzu, zbiegłam na dół, zabrałam torebkę i wyruszyłam do Bełchatowa, zahaczając jeszcze o halę, aby odebrać jakieś ważne dokumenty. Od razu zabrałam stos papierów do przeanalizowania i kilka wizytówek sponsorów z którymi należy rozpocząć negocjacje. Od hali do szkoły była niedaleka droga a kiedy już pod nią podjechałam Maks czekał pod szkołą. Zaparkowałam a za chwilkę usłyszałam trzask drzwi.

-Cześć mamo.- Pocałował mój polik, zapiął pas i ruszyliśmy do domu.

-Jak ci minął dzień w szkole?

-Dobrze, dostałem piątkę z matematyki i polskiego a no i na w-f graliśmy w nogę, byłem z Patrykiem w drużynie. Mogę iść dziś do niego?- Uśmiechnęłam się do lusterka wstecznego. Kochane gadatliwe dziecko.

-Jasne, że tak.- Resztę drogi opowiadał mi szczegółowo co robił na każdej lekcji a kiedy dojeżdżaliśmy do domu rozpoczął się temat Bartka.

-Tata jest w domu?- Delikatnie zerknęłam na jego twarz, która nie była już taka wesoło jak kilka chwil wcześniej.

-Jest.- Nagle uśmiech wrócił i zaczęło się planowanie popołudnia. Zaparkowałam pod domem
i zobaczyłam Bartka siedzącego na schodach z sokiem. Pogoda była cudowna i idealnie będzie spędzić czas poza domem. Po chwili usłyszałam krzyk i na Bartka rękach znalazł się Maks. Bije od nich ogromna miłość i tak się cieszę, że to właśnie moja rodzina. Zabrałam torebkę, dokumenty, plecak Maksa i ruszyłam do chłopaków.- Jak obiad?- Uśmiechnęłam się a Bartek pocałował mnie,
a po chwili uśmiechania się do mnie poszedł z Maksem do garażu wyjąć rowery. Weszłam do domu rzuciłam wszystko na kanapę i zabrawszy telefon domowy zadzwoniłam po chińczyka. 

Po obiedzie, jakże wykwintnym, panowie pojechali na przejażdżkę rowerową a ja zabrałam się za pracę. Przejrzałam stos papierów, wykonałam milion telefonów, a kiedy już skończyłam nawiedzili mnie goście. Brak spokoju staje się już wkurzający. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Zbyszka
z Aśką. W sumie to i tak cieszę się, że ich widzę no w końcu przyjaciele to przyjaciele.


-Cześć.- Przytuliłam ich i zaprosiłam do środka.- Czego się napijecie.- Zagarnęłam dokumenty 
i położyłam na jednym ze stolików.

-Sok.- Ślizgiem znalazłam się koło lodówki i wyciągnęłam dzbanek soku, zagarnęłam szklanki 

i zaprosiłam gości na taras. Nalałam sok do szklanek i usiadłam na przeciwko moich jakże sławnych gości.- Jak się czujesz?- Uśmiechnęłam się do nich. Co mogłam więcej zrobić.

-Bardzo dobrze. Ciąża mi sprzyja, tak jak z Maksem musiałam leżeć tak teraz, mogę na razie robić wszystko.- Delikatnie upiłam łyk soku a Zbyszek uśmiechnął się słodko.- Coś się stało?

-No wiesz, ty jesteś w ciąży, Kubiak już ma dorodne winorośle, Kuby syn już w drodze. Siatkarska rodzina się powiększa.- Zaśmiał się a ja ukazałam rządek białych ząbków (tak mi się wydaje bynajmniej) i rozłożyłam się na krześle.

-No Zbyszek czas zabrać się do pracy... Przecież nie macie nic do stracenia.- Asia delikatnie uniosła kącik ust. Oho chyba jestem na miękkim gruncie.- Mniejsza o to, mam nadzieję, że widzimy się za nie cały miesiąc, co?- Zbyszek oczywiście uśmiechnął się znacząco a Asia spojrzała na niego z politowaniem. Będzie się działo! 

Nim goście zdążyli wyjechać Bartek zdążył wrócić do domu. Oczywiście kilka chwil panowie posiedzieli z nami a potem udali się na górę, aby o czymś gorąco po debatować. My z Asią zostałyśmy na dole i gadałyśmy o wszystkim i o niczym jak to na ogół mamy w zwyczaju. 

-Cieszysz się, że będziesz mamą?

-Bycie mamą to największe szczęście.- Delikatnie dotknęłam brzucha i wzruszyłam się. Uroniłam łzę, ale szybko ją otarłam. 

-My ze Zbyszkiem staramy się o dziecko, ale jakoś nam nie wychodzi.- Zaśmiałam się.- Ejjj?! 

-Asia przyjdzie na to czas, spokojnie.- Przytuliłam ją do siebie.- Zobaczysz będziesz wspominać te słowa przebierając pieluszkę swojego małego szkraba.- Uśmiechnęła się do mnie i mocniej się przytuliła. Taka jest właśnie rola przyjaciela.- Mam nadzieję, że do mnie zajrzysz niebawem, co?

-Jestem cały czas w Rzeszowie, bo znalazłam tam całkiem sympatyczną dorywczą pracę i tylko w weekend jeżdżę do Warszawy na studia.

-Przyjadę w niedzielę, albo poniedziałek to się zgadamy.- Pocałowała mój polik i poszła na górę po Zbyszka. Panowie z uśmiechem zeszli na dół.- Co ty kombinujesz?- Spojrzałam na Bartka a ten tylko się szeroko uśmiechnął i delikatnie pocałował moje czoło. 

Goście pojechali około dwudziestej do Rzeszowa a ja mogłam spokojnie posprzątać wsłuchując się w praktyki nauczania Bartka. Nawet nieźle mu szło. Panowie wkuwali regułki ortografii a ja zaznałam mocy ukojenia, czyli wzięłam kąpiel a potem zabrałam się za dokończenie książki.

-Wszystko okej?- Bartek przyszedł delikatnie zamknął drzwi i położył się po drugiej stronie łóżka. Zegarek wskazywał prawie jedenastą godzinę. 

-No pewnie.- Delikatnie objął moją talię rękoma i musnął moją szyję.- Daliśmy radę. 

-Cieszę się.- Położyłam książkę na stolik i obróciła się w jego stronę, dotykając dłonią jego policzka.- Jesteś wspaniałym ojcem.- Uśmiechnęłam się i musnęłam jego usta.- Kocham cię. 

-Kocham cię.- Ułożyłam głowę na jego dobrze wyrzeźbionej klatce piersiowej i w rytm miarowego bicia serca, zasnęłam. 


Mamy marzec :) 

Niedługo kończymy :( Szkoda, bo jest to większą częścią mojego życia :( 

PS: Gratulacje, dla świeżo upieczonych rodziców :)  
   Pola jest prześliczna :) 

Pozdrawiam
Ogonodraszki

sobota, 22 lutego 2014

Damy radę? Tak damy radę!

Rozdział 47


- Poradzimy sobie, prawda?- Zerknęłam na niego, a on uśmiechnął się i musnął moje usta.

-Będziesz moją żoną, kocham cię i wiem, że dzięki temu damy radę.- Uśmiechnęłam się i wszystko ze mnie spłynęło. Mam tak wspaniałego faceta, że aż sobie zazdroszczę.- Porozmawiamy o tym jutro na spokojnie
a teraz jadę na siłownię.- Wstał i zrzucił z siebie t-shirt, zarzucił nowy, który mu przyszykowałam. Przecież nie musi go zakładać, nie musi jechać na siłownię, może zostać tu ze mną, to tylko kilka kartek na łóżku.- Wiem o czym myślisz.- Spojrzał na mnie wymownie a ja uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Jak ty mnie znasz...

-Bo cię kocham. Wrócę za dwie godziny.- Pocałował mnie bardzo namiętnie i wyszedł. Co on ze mną robi? Zebrałam wszystkie papierki i włożyłam do teczki a potem zabrałam Bartkowe rzeczy 
i zaniosłam je do kosza na ubrania. Zeszłam na dół i pogoniłam Maksa do lekcji, w końcu jest rok szkolny. Sama wzięłam witaminki dla ciężarówek i poszłam poczytać koło okna. Co mam zrobić? Znów sezon rozłąki? Zabrałam się za kolejny rozdział książki i chyba straciłam rachubę czasu.

-Asia?- Poczułam delikatne szturchnięcie i tak bardzo nie chciało mi się otwierać oczu. Obróciłam głowę i zobaczyłam klęczącego Bartka.

-Chyba zasnęłam.- Uśmiechnęłam się a potem usiadłam na jego kolanach i przytuliłam się do niego zanurzając nos w pięknym zapachu, prysznica, cytryny i Bartka. Delikatnie pogładził moje włosy 
a potem położył mnie na kanapie a sam zabrał telefon i zadzwonił po pizzę.- Jak siłownia?

-Jak zawsze ciężko... Spotkałem Mariusza.- Poszedł do kuchni a za chwilkę przyszedł z szklanką wody z plasterkiem cytryny. Podał mi ją i delikatnie musnął czoło.

-Dziękuję. Co z Mariuszem?

-Zaprosił nas jutro na kolację.- Rzucił się na drugi koniec kanapy i uśmiechnął.- Idziemy?

-Jasne, że tak. Dawno się nie widzieliście.- Wypiłam wodę, zjadłam cytrynkę wrzucając skórkę do szklanki
i postawiłam na ławie. Po chwili usłyszeliśmy sygnał telefonu, tym razem domowego. Bartek jak szybko podbiegł do leżącego w kuchni telefonu i odebrał go tak potem zniknął na górze. Oho to na pewno nie było do mnie. Po kilku minutach Bartek zbiegł na dół, rzucił telefon na stół i zaczął się ubierać. - Co się stało?- Zerwałam się z kanapy i szybkim krokiem przeszłam do przed pokoju. Milczał, ale widziałam, że jest zdenerwowany.- Powiesz mi?

-Kocham cię.- Musnął moje usta i wybiegł. Kurwa! Wróciłam do salonu i usiadłam zrezygnowana... 
O co mu chodzi? Co się stało? Czemu mi nie powiedział? Zrezygnowana oparłam się i delikatnie ułożyłam dłonie na brzuszku.

-Co my z nim mamy szkrabie.- Moje kąciki ust delikatnie się uniosły i wstałam, aby odebrać pizzę. Postawiłam ją na komodzie wyciągnęłam banknot pięćdziesięciu złotowy i podziękowałam miłemu panu
a sama udałam się na górę, aby zawołać Maksa, na kolację. Weszłam do jego pokoju i zobaczyłam, że coś ogląda.- Choć na kolacje, skarbie.- Podeszłam do niego i musnęłam jego główkę. Zamknął laptopa
i zeszliśmy na dół.

-Gdzie tata?

-Musiał coś załatwić. Niedługo wróci.- Uśmiechnęłam się i zajęliśmy się jedzeniem tej pysznej pizzy. Maks opowiadał mi o tym co robił w szkole.

-Wiesz mamo, że dziś na w-f, Marek podszedł do mnie i powiedział, że mam fajną koszulkę.- Uśmiechnęłam się i zabrałam talerze.- No i mówi, że mam fajnego tatę, też tak uważam, jest całkiem fajny.- Zaśmialiśmy się a potem wstawił szklanki do zmywarki i zabrawszy paczkę małych chrupek, pobiegł na górę. Założyłam sweter i zaniosłam karton po pizzy wraz ze śmieciami przed dom. Szybko zaniosłam śmieci

i wróciłam do domu a potem udałam się na górę, zabrałam się za pracę 
i zerknęłam na e-mail, w którym znalazłam informacje od mojej krawcowej o gotowości mojej sukni ślubnej... Wyczuwam podróż do Rzeszowa, uwielbiam!


Praca pochłonęła mnie maksymalnie i czułam się fantastycznie, że w końcu podsumowałam cały sezon, do tego przejrzałam całą umowę i jutro mogłam na spokojnie wszystko przejrzeć 
z Bartoszem. Oczywiście jego jeszcze nie ma. Nie wiem gdzie zniknął, ale nie wygląda to za dobrze. Mam nadzieję, że to nie jest żadna poważniejsza sprawa. Spakowałam wszystkie dokumenty do mojej teczki, a laptopa położyłam na stolik nocy i poszłam zobaczyć co u Maksa. Sam zainteresowany siedział przy biurku i kminił jakieś zadania z matmy.

- Czemu nie przyszedłeś wcześniej, pomogła bym ci.- Uśmiechnęłam się do niego.

-Chciałem sam to zrobić, ale chyba nie potrafię.- Jego zapał do nauki jest czymś co mogłam sobie wymarzyć. Sama jak byłam w jego wieku nie garnęłam się do książek, a jego postawa mnie szokuje a zarazem daje tyle radości. Przyniosłam sobie krzesło z drugiego końca pokoju i usiadłam koło niego a potem zerknęłam na kilka zadań i rozpoczęliśmy ich rozwiązywanie.

-Swoją drogą zastanawiam się co ty robisz na matematyce, synku?- Spojrzałam na niego a on uśmiechnął się zamknął z hukiem książkę i włożył ją do plecaka.- To co idę szykować kąpiel a ty spakuj się, tak?

-Jasne.- Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki, odkręciłam strumień wody i wyciągnęłam 
z szafki puchowy ręcznik, który ułożyłam na przeźroczystym krześle. Sama przejrzałam się 
w lustrze a po chwili do łazienki przyszedł Maks i szybko pomogłam mu pozbyć się ubrania a potem zostawiłam go w łazience

i próbowałam dodzwonić się do Bartka, oczywiście bez skutecznie. Po kilkunastu minutach Maks czysty
i pachnący leżał już w łóżku a ja czytałam mu książeczkę o smokach. Zastanawiał mnie fakt, gdzie ten idiota może się podziewać. Martwię się, bo przecież nigdy nie znikał nie mówiąc nic.

-Koniec.- Delikatnie uniosłam kąciki ust i zamknąwszy książkę, musnęłam jego czółko.- Dobranoc skarbie.

-Dobranoc mamo.- Wstał musnął mój polik a potem szybko ukrył się pod kołderką i kiedy wychodziłam z pokoju, delikatnie miał przymknięte powieki. Domknęłam drzwi i ruszyłam do łazienki po wycierać podłogę, wziąć prysznic i sama postanowiłam położyć się spać.

Wtorkowy poranek był straszny, nie wiedziałam gdzie jest Bartek, a na dodatek byłam mocno zmęczona 
i źle się czułam.

-Mamo muszę iść do szkoły? 

- Tak musisz.- Delikatnie poczochrałam jego czuprynkę, spakowałam mu śniadanie do plecaka 
a potem narzuciłam kurtkę skórzaną i wyruszyliśmy do Bełchatowa. Odwiozłam Maksa do szkoły 
i pojechałam na śniadanie do naleśnikarni. Oczywiście próbowałam się dodzwonić do Bartka, ale jedne co mogłam zrobić to nagrać się na sekretarkę. Wciągnęłam naleśnika z czekoladom 
i jagodami, zapłaciłam i wyszłam. Zmierzając na parking zadzwonił telefon. 

-Nareszcie... Gdzie ty się podziewasz?- Wyszeptałam a on westchnął. 

-Jestem w Łodzi, przyjedziesz?

-Jasne. 

-To czekam. Kocham cię.

-Kocham cię.   



Nijako, ale jest :) 
Mam nadzieję, że nie ma aż tak wielkiej tragedii...

Zapraszam do zakładki czystko siatkarsko  

Pozdrawiam 
Ogonodraszki! :) 

sobota, 25 stycznia 2014

This is my house, my team, my dreams.

Rozdział 46

Niedziela wieczór, kominek, woda z cytryną i jakieś romansidło, czyli to czego potrzebowałam. Nie ukrywam, że ten weekend był dla mnie dosyć szalony, a wiadomość o tym, że będę mamą i przy okazji mogę być vice-prezesem przyprawia mnie na pewno o uśmiech. Delikatnie zanurzyłam usta w wodzie
i przewróciłam kartkę książki. Ciepło z kominka delikatnie pieściło moją twarz. Oczywiście o dwudziestej pierwszej nikt nie spodziewa się gości a tu taka niespodzianka. Maks już słodka spał na górze, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Odłożyłam książkę na stolik i ruszyłam. Delikatnie spojrzałam przez "judasza" kto mnie nawiedził a kiedy zobaczyłam jego uśmiechniętą mordkę ucieszyłam się. Otworzyłam drzwi i za chwilkę, byłam zamknięta w niedźwiedzim uścisku.

- Cześć Misiek.- Poczochrałam delikatnie włoski Kubiaka a ten uśmiechnął się.

- Cześć Asia.- Weszliśmy do środka. Gość zdjął swą odzież wierzchnią i przeszliśmy do salonu. Bijące zimno od wędrowca, przyprawiło mnie o dreszcz. Usiadł na kanapie i zerknął na książkę, którą czytam.

- Czego się napijesz?

- Herbaty. Swoją drogą nie wiedziałem czy jesteś w domu, czy w szpitalu czy może w Rzeszowie, ale dobrze strzeliłem.- Uśmiechnął się i podszedł do kominka, aby ogrzać ręce.

- Nie za późno na wizyty?- Zalałam herbatę i zaniosłam wywar Michałowi.Usiadłam na puchowym dywanie, oparłam się o poduszki i wkładając do książki zakładkę leżącą na brzegu kominka, odłożyłam ją do tajemnej szuflady w dolnej części stolika.

- Chciałem sprawdzić czy wszystko dobrze. Mam nadzieje, że tak?

- Pewnie, że tak. Wszystko jest jak w najlepszym porządku, więc czas przygotowywać się do ślubu.- Uśmiechnęłam się i zjadłam miąższ z plasterka, a skórkę wrzuciłam do szklanki.

- Będzie się działo.- Uśmiechnął się i nasza rozmowa weszła na poziom bardziej wyluzowanej, czyli plotki, ploteczki, plotunie. Za to właśnie Michała uwielbiam.

- A jak tam mały Hubert?- Michał wyciągnął telefon i pokazał mi kilka zdjęć. Mały rośnie jak na drożdżach.

- Moje szczęście.- Uśmiechnął się i położył swojego iPhonia na ławie. Przed dwunastą Michał postanowił wrócić do domu. Myślę, że to dosyć niebezpieczny plan.

- Jadę, jutro rano mam spotkanie. Przedłużam umowę z Jastrzębskim.

- Chyba oszalałeś. Jest po dwunastej i nie mam zamiaru mieć cię na sumieniu.

- To ja ciebie odwiedziłem a nie ty mnie... Zresztą sam ci się zwaliłem na głowę.

- Nie bez przyczyny.- Spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem. Okej, okej nic im nie powiem.- Pojedziesz rano.

- Rano mam spotkanie. Nie martw się jestem dużym chłopcem.- Owinął się grubym szalikiem i nasunął
oficerki.- Gdzie przyszły sezon?

- Mam nadzieję, że Polska.- Poklepałam się delikatnie po brzuchu a Misiek uśmiechnął się.- Choć czuję, że może być z tym kłopot.

- Przecież może wrócić do Skry?

- Może, ale czy chce...- Pocałował mnie w policzek.- Jeszcze raz dziękuję za odwiedziny i rozmowę.

- Cała przyjemność po mojej stronie.- Mocno mnie przytulił.- Zadzwonię jak dojadę.

- Okej. Cześć.- Wyszedł z domu a ja zamknęłam drzwi i wygaszając światło wróciłam do salonu, aby posprzątać, a potem ugasić kominek i pójść na górę, zaznać rozkoszy prysznica i snu.

Gdzieś tam w Rosji, part. 2  

 Pobudka o szóstej to niekoniecznie to czego od zawsze pragnąłem w życiu. Przetarłem twarzy i wstałem. Odsłoniłem rolety i przeszedłem do kuchni zaparzyć sobie kawę. "Lotnisko, lot, obiad z rodzinką, leniuchowanie, siłownia i miły wieczór". Plan był prosty, ale czy uda się go zrealizować? Mam nadzieję. Po wypiciu kawy postanowiłem się ubrać i już przed siódmą oddałem klucze właścicielowi mieszkania i zabierając walizkę, torbę i plecak ruszyłem na lotnisko.

Oczekiwanie na lot jest najgorsze, mimo iż mam go dopiero przed dziewiątą czuję się tragicznie i gdybym nie był sam odespał bym jeszcze jedną zabraną mi godzinę. Włączyłem laptopa i jak zawsze pochłonąłem się grą... Dziesiąta piętnaście, czyli wylot z Moskwy i zapisanie tego rozdziału w karierze jako niezbyt udanego.
Około czternastej byłem już w Łodzi. Czekając na bagaż nie mogłem się już doczekać, aż będę mógł
w końcu rzucić się na swoje łóżko z ukochaną, przyszłą żoną i dziećmi. Kiedy przechodziłem przez ostatnią bramkę po odprawie, włączyłem telefon i zadzwoniłem do Asi. Kilka sygnałów i odebrała.

- Cześć Asia.- Uśmiechnąłem się i czułem, że ona też.

- Cześć Bartuś. Jesteś już na lotnisku?

- Tak jestem. Zaraz będę.- Rozłączyłem się, zabrałem bagaż i ruszyłem do wyjścia. Włożyłem telefon do kieszeni spodni i poszedłem do wyjścia A. Jejku jak dobrze, że jestem już w Polsce. Idąc z daleka zobaczyłem ją. Wyglądała jak zawsze pięknie, a jej opadające, delikatnie blond włoski dodawały jej wielkiego uroku. Wyglądała cudownie i tak bardzo chciałbym już móc ją przytulić.- Ależ się rozmarzłym- Wyszeptałem i za chwilkę trzymałem ją w ramionach. Delikatnie smukłe ciało, które wprost uwielbiam. Odszukaliśmy swoich ust i złączyliśmy się w pocałunku.

- Dobrze, że już jesteś.- Uśmiechnąłem się do niej i jeszcze raz delikatnie musnąłem jej wargi.

- Tata !- Maks szybko znalazł się na Bartka rękach i mocno obejmował jego szyję. Uśmiechnęłam się
i radość mnie przepełniała.- Pójdziemy dziś pojeździć rowerami?

- Jasne, że tak.- Poczochrał jego czuprynę i postawił na ziemię.- Wracamy do domu?- Uśmiechnął się do nas, złapał moją dłoń i zabrawszy bagaże, poszliśmy na parking a potem wróciliśmy do Dąbrowy. Nareszcie jest tak jak być powinno. Weszliśmy do domu i od razu zajęłam się przyrządzanie obiadu, ze składników które wcześniej już przygotowałam. Pierś z kurczaka w sosie ziołowym i do tego makaron. Myślę, że panowie zadowolą się takim obiadem. Wrzuciłam makaron do wody i przyszedł Bartek. Delikatnie objął mnie od tyłu i pocałował szyję.

- Ślicznie pachniesz.- Delikatnie przejechał nosem koło ucha. Uśmiechnęłam się i obróciłam się w jego stronę.

- Za dziesięć minut będzie obiad.- Przejechałam dłonią po jego policzku.- Gdzie Maks?

- Kupiłem mu grę na konsolę i już ją katuje.- Uśmiechnął się delikatnie a ja zarzuciłam ręce na jego szyję
i po chwili poczułam jego ciepłe wargi na moich.

- Rozpraszasz mnie.- Rzuciłam oskarżycielsko a on musnął mój nos i podszedł do jednej z wielu szuflad
i wyciągnął tym razem czarne podkładki. Dokończyłam gotowanie i po wcześniejszym wyciągnięciu makaronu i wyłączeniu piersi, poszłam na górę zawołać Maksa. Szybko zbiegł na dół, wydawało się, że był bardzo głodny. Kiedy zeszłam już na dół, wszystko było nałożone i ustawione w jadalni.- No no, szybki jesteś.

- Wiem.- Uśmiechnął się, jak łobuz i usiedliśmy przy stole, delektując się naprawdę pysznym daniem. Miła atmosfera i niezamykająca się buzia Maksa, sprawiła że ten obiad był jednym z przyjemniejszych i w końcu razem. Choć wiem, że wieczorem będę musiała poruszyć bardzo ciężki temat, związany z klubem, moją propozycją.

Po obiedzie ja poszłam zrobić pranie i posprzątać łazienkę a chłopaki grali w gry na konsoli. Nie żeby coś, ale od rozpieszczania chyba jest mama a nie tata. Czyżbyśmy zamienili się rolami? Pokiwałam głową na znak, że pewnie tak i włączyłam pralkę. Wyłączyłam światło i poszłam na górę do łazienki. Jak to normalna matka polka zajęłam się tym sprzątaniem a kiedy skończyłam poszłam do sypialni, rozłożyłam dokumenty
a raczej zarys umowy i przeanalizowałam go. Oczywiście długopis, który leżał koło mnie, został użyty
i niektóre rzeczy zostały po zmieniane.

- Tu jesteś.- Ściągnęłam okulary i delikatnie przygryzłam ich końcówkę.

- Jestem...- Bartek rzucił się na łóżko i zabrał jeden papierek. Akurat ten z wynagrodzeniem i czasem umowy.

- Umowa? Zmienia się stołek vice-prezesa w Skrze?

- No to ja mam nim być.- Papierek wyleciał mu z dłoni. Usiadł na brzegu łóżka a on ja obok niego.- Bartek nie chcę wyjeżdżać. Nie mam zamiaru rodzić dziecka na obczyźnie, poza tym taka okazja więcej mi się nie trafi.- Spojrzałam na niego a on przeczesał ręką włosy. Jest zły.

- Asia, negocjowałem o grę w Maceracie. Taka okazja pewnie też mi się nie trafi. Marzyłem o lidze włoskiej.

- Marzyłam o ciepłej posadzce.- I tak właśnie jest kiedy ludzie mają marzenia, spełniające się w jednym czasie i kiedy jesteś pewny, że to jest to czego szukasz, niestety musisz z tego zrezygnować. Takie są właśnie nasze marzenia.





     Jestem na fali :) 

Pozdrawiam
Ogonodraszki 





sobota, 18 stycznia 2014

What if I lose it all?

Rozdział 45



W sobotę rano, obudziłam się po dziewiątej. Sama byłam zdumiona, że spałam tak długo. Delikatnie przetarłam oczy i zabrawszy małego, szarego pilota ze stolika nocnego i przyciskając duży czarny przycisk, w pokoju pojawiło się dużo światła. Rolety automatyczne przy nie małym hałasie, zwinęły się a ja uśmiechnęłam się, dzień zapowiadał się na przyjemny. Założyłam szlafrok, klapki i zeszłam na dół. Przy okazji zabrałam telefon i odpisałam na kolejny czuły sms od tajemniczego B., który informował mnie, że w poniedziałek będzie już w Polsce. Przechodząc przez korytarz zajrzałam do Maksa, ale ten jeszcze spał, więc nie chciałam mu przerywać. Zeszłam na dół, gdzie poczułam zapach kawy, a mój żołądek zrobił fikołka
i poczułam mdłości, ale przeszło po kilku chwilkach. Podeszłam do mamy i obdarzyłam ją całusem
w policzek.

- Jak się spało?- Postawiła przede mną zieloną herbatkę a ja wywinęłam wargę w dół.- Kawy byś chciała? Marzenia.- Bezwzględna Alicja, to bezwzględna Alicja.

- Pojedziemy dziś na zakupy? Mam chęć na nowe buty.- Zanurzyłam usta w herbacie a ona roześmiała się. Taki śmiech to jak miód dla ucha.

- Możemy. Co chcesz na śniadanie? Może naleśniki z czekoladą.

- Pewnie.- Mama zajęła się przygotowanie, ale kiedy je zobaczyłam i przebiegłam w czasy przeszłe, kiedy Maks, był w moim brzuszku odechciało mi się ich. Jeżeli mam być znowu gruba, to ja dziękuje bardzo.

- Jedz, a nie zamartwiasz się linią.- Spojrzałam na nią z kpiną a ona poszła obudzić Maksa. Taka właśnie jest mama, zna mnie jak mało kto. Po chwili, koło siebie zobaczyłam swoje największe szczęście, które emanowało radością i latało po salonie jak elektron. Kiedy wybiegał się, usiadł koło mnie i zaczął jeść wcześniej przygotowane przeze mnie naleśniki.

- Tato o której jutro przyjeżdża?

- Przed dwunastą. Wieczorem jedzie na wyjazd, a ja muszę w poniedziałek pojawić się na konferencji w klubie.- Uśmiechnęłam się do niej i zjadłam ostatni kęs naleśnika. Dopiłam herbatę
i poszłam na górę wziąć prysznic. Szybko się ogarnęłam i ubrałam. Jedną nogą byłam już na zakupach, kiedy zadzwonił do mnie prezes, że musi się ze mną pilnie spotkać. Jejku, była z jednej strony przerażona a z drugiej wyluzowana. Nasunęłam szpilki i zeszłam na dół.

- Mamo muszę jechać do Bełchatowa, prezes ma do mnie pilną sprawę.

- Co z zakupami?

- Przyjadę po was po spotkaniu i pojedziemy, okej?

- Jasne.- Narzuciłam skórzaną kurtkę, zabrałam kluczyki i dokumenty i wyszłam.

W Bełchatowie byłam po niecałych czterdziestu minutach. Zaparkowałam pod halą i widziałam samochody zawodników. Czyżby konferencja a mnie nic o tym nie wiadomo?
Weszłam do klubu i spotkałam Paulinę.

- Aśka?! Hej!- Mocno mnie przytuliła, a ja uśmiechnęłam się i odwzajemniłam jej uścisk. Stęskniłam się za nimi.- Jak się czujesz?- W jej oczach pojawiła się troska.

- Dobrze, bardzo dobrze.- Obiecałam kawę po spotkaniu z prezesem i poszłam do niego. Delikatnie zapukałam i weszłam. Uśmiechnął się na mój widok a we mnie wpłynął pogodny duch. Przytulił mnie i usiadłam na krześle naprzeciwko niego. Magda przyniosła mi jeszcze wodę z cytryną i zaczęliśmy spotkanie.

- Jak zdrowie Asiu? Jak się czujesz?

- Wszystko jest już dobrze, więc mogę wrócić do pracy.

- O tym chciałem porozmawiać.- Adrenalina się podniosła. Ciśnienie na pewno mi podskoczyło, a ja nie mogę się denerwować przecież.- Sezon nam nie wyszedł... Wiesz o tym?

- Tak, ale myślę, że możemy się odbić. Negocjacje z PGE idą dobrze, więc... Panie prezesie mamy wielki potencjał.

- Otóż to. Mamy na oku nowego trenera i kilku graczy rangi światowej. Chciałbym, aby pani była wiceprezesem a także menadżerem klubu.- Mroczki przed oczami i prawie spadłam z krzesła. Upiłam spory łyk wody i przeczesałam włosy. Że ja? Chyba to żart...

- Panie prezesie... Wydaje mi się, że nie mam doświadczenia...- Westchnęłam a on tylko uśmiechnął się.

- Odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. Jesteś najlepsza.- Jejku już nie wiedziałam co mam na ten temat myśleć.- Jesteś pewna siebie, zorganizowana, chłopaki mają z tobą rewelacyjny kontakt.

- Jestem w ciąży.- Szybko wypowiedziałam te słowa, a jego oczy były większe.- Będę miała na głowie Maksa, dziecko i nie wiem czy dam radę.- Przytulił mnie i poklepał po ramieniu.

- Dam ci tydzień na zastanowienie, a teraz idę do chłopaków.

- Oczywiście. Dziękuję za spotkanie.

- Cieszę, że u ciebie, was wszystko dobrze.- Przytulił mnie i wyszedł. Narzuciłam kurtkę, poszłam się przywitać z chłopakami i wróciłam do domu z ogromnym mętlikiem.


Gdzieś tam w Rosji.

Wróciłem po treningu do swojego mieszkania i rozpocząłem pakowanie. Za godzinę mam spotkanie z menadżerem Maceraty, ale choć coś spakuję, nie chcę robić wszystkiego na ostatnią chwilkę.
- O kurwa! - Zerknąłem na zegarek i zobaczyłem, że zostało mi dwadzieścia minut. Szybko ubrałem gruby sweter z dzianiny, który dostałem na święta Bożego Narodzenia od mamy, kurtkę ze skóry, przerzuciłem torebkę przez ramię i wyszedłem. Wiem, że kontrakt z Dynamo, kończy się
w poniedziałek. Mimo tego, że saldo mojego konta zmieniło się i czuje się multimilionerem to wiem, że nic dobrego, oprócz tego, nie wniosło to do mojej kariery. W kawiarni, byłem po dziesięciu minutach. Usiadłem przy jednym ze stolików i poczekałem na menadżera. Kiedy pojawił się w kawiarni, czułem że te negocjacje mogą się dobrze skończyć.

- Cześć Bartek.- Uśmiechnął się do mnie i przywitaliśmy się uściśnięciem dłoni.

- Cześć.- Usiedliśmy, zamówiliśmy kawę i negocjowaliśmy.

Kiedy wyszedłem z restauracji czułem, że Macerata to będzie fajne miejsce dla mnie, dla Asi, Maksa i Kruszynki, ale czy uda mi się ją przekonać? Westchnąłem i wróciłem do mieszkania kontynuować pakowanie.

                                         
Czułam, że ten kontrakt to może być moja szansa, tylko czy Bartek wróci do Polski....





Mamy kolejny rozdział :) 
Czyli jednak potrafię, ale muszę mieć wenę, z którą trudno w ostatnim czasie... :) 

Pozdrawiam i do następnego *.* 
Ogonodraszki

poniedziałek, 13 stycznia 2014

We're gonna party as much as we can

Przepraszam ! ;)  
Miałam dodać po świętach, wiem... Problemy zdrowotne przyprawiły mnie o niezły zawrót głowy (dosłownie) i no... Mam nadzieje, że się tak mocno nie gniewacie? :)   Może jak popłynę z wiatrem, co coś w tym tygodniu się pojawi :)  
Pozdrawiam 
Ogonodraszki :) 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Rozdział 44


Tak bardzo chciałam otworzyć swoje oczy, ale powieki były strasznie ciężkie. Dodatkowo coś delikatnie jakby mnie szczypało, a jak chciałam się podrapać uderzyłam się plastikowym elementem przyczepionym do mojego palca, w oko.

- Au !- Drugą ręką przejechałam delikatnie kilka razy po powiece, aby złagodzić ból. Westchnęłam głęboko i po kolejnej próbie, powieki w końcu zaczęły ze mną współpracować a ja otworzyłam oczy
i zobaczyłam ściany w kolorze bieli, po prawej stronie okno z niebieską roletą i Bartka opierającego głowę podczas snu na moich nogach. Czułam się taka wypoczęta a jednocześnie zaniepokojona, dlaczego tutaj jestem, a nie w domu. Oprócz tego, wszystkiego czułam, że jestem spragniona, zimnej, krystalicznej wody z cytrynką, ale za chiny, nie wiem komu mam to oznajmić. To leżenie i te kabelki były strasznie niewygodne. Chciałam sobie usiąść, ale nie udało mi się a przy tym obudziłam Bartka. Był zdezorientowany, ale za chwilkę na jego twarzy widniał przepiękny uśmiech.

- Nareszcie.- Uśmiechnął się a za chwilkę poczułam jego ciepłe wargi na moich, które były całe popękane.

- Tak długo spałam... Od jakiego czasu tu jestem? Co mi jest? Możesz mi powiedzieć...- Jego palec delikatnie docisnął moje wargi powodując, że nie mogłam nic powiedzieć a za chwilkę Bartek poszedł po lekarza.

- Czegoś potrzebujesz?

- Zimna woda z cytryną.- Uśmiechnęłam się a on ucałowałam moją rękę i wyszedł. Kochany mój Bartek.

- Cóż pani Joanno, długo kazała nam pani na siebie czekać

- Nie rozumiem.- Przechyliłam głowę a on uśmiechnął się.

- Długo pani była w śpiączce, ale jej bezpośrednią przyczyną był ropień mózgu, który oczywiście usunęliśmy i oczyściliśmy miejsce gdzie się znajdował. Był na tyle dobrze zlokalizowany, że mogliśmy od razu wykonać operację, która nie była inwazyjna dla życia dziecka.- Aha, czyli byłam poważnie chora, ale wszystko się udało i jest dobrze... STOP! Jakiego dziecka?

- Dziecko?

- No tak, jest pani w dwunastym tygodniu ciąży. Oczywiście składam najszczersze gratulacje.- Lekarz uśmiechnął się wręcz dziko i po uprzednim sprawdzeniu mojej karty z uśmiechem wyszedł. Well, well, well... Zaczyna się bardzo ciekawie. Po chwili Bartosz, wrócił już z wodą a ja zanurzyłam usta i poczułam orzeźwienie, ale też się rozluźniłam. Oddałam mu pustą szklankę ze skórką od plasterka cytrynki i uśmiechnęłam się.

- Jak Maks?- Przerwałam niezręczną ciszę.

- Dobrze, twoja mama jest u nas od czasu kiedy wylądowałaś w szpitalu. Opiekuję się nim.

- A jak twoja noga?- Uśmiechnął się i złapał moją dłoń. Była zimna, ale po kilku chwilkach została szybko ogrzana przez Bartkową.

- Dobrze, wróciłem już do treningów i w sumie to jutro muszę wyjechać do Moskwy.- Zasmuciłam się i delikatnie wywinęłam wargę w dół. Szkoda... - Oj...- Uśmiechnął się czule a ja pomyślałam o tej małej fasolce, co znajduję się wewnątrz mnie.

- Pewnie, wiesz, że będziemy rodzicami?- Niepewnie spojrzałam na niego, a on pokazał rządek białych zębów i jego ręka wylądowała wraz z moja na moim brzuszku.

- To była najlepsza informacja od jakiś dwóch miesięcy.

- Od ilu?!- Wykrzyczałam a on się roześmiał.- Który dziś jest?

- 24 kwiecień, czyli za miesiąc i jeden dzień będziemy się ostro stresować.- Poczucie humoru go nie opuszczało a mnie było smutno, bardzo smutno, bo tyle mnie ominęło.

Resztę dnia w szpitalu spędziłam z Bartkiem, Maksem i kochaną mamą, na którą zawsze możemy liczyć. Kiedy leżałam już sama w sali, bo wygoniłam Bartka do domu, zastanawiałam się co jeszcze przyniesie mi los, czym mnie jeszcze zaskoczy, ale wiem, że tego nie mogę przewidzieć... Pogrążona w różnych marzeniach, zasnęłam.

Kolejne dni mijały tak samo... Oczywiście nie mogła bym tak po prostu leżeć w szpitalu, więc po rozmowie z prezesem przeniosłam pracę do szpitala. Mama opiekowała się Maksem a Bartek ciężko trenował w Moskwie. Z biegiem czasu wiem, że liga rosyjska to nie jest miejsce dla Bartka.  Pod koniec tygodnia, czyli w piątek, kiedy lekarze wpadli do mnie na poranny obchód, dowiedziałam się, że dziś już mogę wrócić do domu. Mój stan zdrowia jak i kruszynki jest dobry i bez sensu mnie tu trzymać. Gdybym mogła skakała bym do nieba. Zadzwoniłam do mamy, aby przekazać jej dobrą nowinę i poprosić ją, aby przywiozła mi jakieś ubrania. Po niecałej godzinie mama pojawiła się w szpitalu. Szybko ubrałam się i cieszyłam się, że wracam do domu.

- Masz wypis?- Wróciłam do sali, w międzyczasie związując włosy w kucyk. Zaprzeczyłam ruchem głowy a mama udała się do pokoju lekarskiego. Spakowałam wszystkie rzeczy należące do mnie,
a kiedy zapinałam torbę i założyłam kurtkę, poczułam wielką ulgę.

- Na pewno dobrze się czujesz?- Uśmiechnęłam się do niej promiennie i przytuliłam ją. Mama to największy skarb na świecie. Włożyłam do torebki wypis, przewiesiłam ją przez ramię i wyszłyśmy
z sali, potem oddziału a na końcu ze szpitala. Rześkie powietrze przyprawiło mnie o zawrót głowy, ale dałam radę i zdołałam utrzymać równowagę. Zerknęłam na telefon, który wskazywał kilka minut przed dwunastą.
- Maks do której ma lekcje?

- Do czternastej, a potem trening w Piotrkowie.- Wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy na zakupy do jakiegoś marketu a potem do domu. Kiedy przechodziłam przez próg domu poczułam tą rodzinną atmosferę. Rozebrałyśmy się i przeszłam się korytarzem, gdzie zobaczyłam na ścianie kilkanaście zdjęć. Każde z nich pokazywało inną historię z naszego wspólnego życia. Pierwsze było z imprezy w jednym z Rzeszowskich klubów a ostatnie było ze sylwestra, którego spędzaliśmy u Ignaczaków. Uśmiechnęłam się i przeszłam dalej, pomagając mamie z zakupami.

- Te zdjęcia, to Bartek wymyślił.- Uśmiechnęłam się.

- Ja mu tylko pomogłam wybrać i ułożyć.- Delikatnie się uśmiechnęła a ja rozpakowałam zakupy
i przeszłam się do salonu. Nad kominkiem pojawiło się zdjęcie rodzinne ze świąt a po prawej stronie, gdzie była ściana, nie do końca zagospodarowana, znalazło się zdjęcie każdego z nas z osobna. Maksa portret był na środku, po prawej mogłam oglądać swoją uśmiechniętą twarz a po lewej Bartkową. Jejku, ależ on się stara.
- Może jesteś głodna?


- Nie.- Wróciłam do kuchni i usiadłam przy kuchennej wysepce.- Dziękuję, że pomagałaś nam. Obróciła się w moją stronę stawiając przede mną szklankę wody z cytryną i się przytuliła.

- Jesteś moim dzieckiem i zawsze będę pomagać tobie i twojej rodzinie, bo was kocham.- Jejku do końca dnia uśmiech, nie schodził mi z twarzy. Maks nie odstąpił mnie na krok, nawet wtedy, kiedy miał się już położyć spać. Kiedy w końcu po dwóch przeczytanych książkach zasnął, poszłam do sypialni. Otworzyłam laptopa i włączyłam skypa. Spojrzałam na listę dostępnych znajomych i nim cokolwiek zrobiłam, Bartek już do mnie dzwonił. Kiedy zobaczyłam jego śliczną twarzy i przepiękne oczy, nie mogłam przestać się patrzeć
i tak cholernie przebijało przez moje serce uczucie tęsknoty. Kiedy już mieliśmy się rozłączyć, tak naprawdę nie chciałam tego. Chciałabym, aby tu był i mógł mnie przytulić a potem delikatnie pocałować mnie.
- Obiecasz mi coś?- Delikatnie, tak nieśmiało uśmiechnął się a ja westchnęłam.

- Pewnie.

- Proszę, obudź się jutro.- W moich oczach pojawiły się łzy, delikatnie je zamknęłam i kiwnęłam głową.

- Obiecuje.- Wyszeptaliśmy jednocześnie te słowa, które dają nam tak wielką siłę i rozłączyłam się
a potem wtuliłam się w poduszkę i zasnęłam.