poniedziałek, 13 stycznia 2014

We're gonna party as much as we can

Przepraszam ! ;)  
Miałam dodać po świętach, wiem... Problemy zdrowotne przyprawiły mnie o niezły zawrót głowy (dosłownie) i no... Mam nadzieje, że się tak mocno nie gniewacie? :)   Może jak popłynę z wiatrem, co coś w tym tygodniu się pojawi :)  
Pozdrawiam 
Ogonodraszki :) 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Rozdział 44


Tak bardzo chciałam otworzyć swoje oczy, ale powieki były strasznie ciężkie. Dodatkowo coś delikatnie jakby mnie szczypało, a jak chciałam się podrapać uderzyłam się plastikowym elementem przyczepionym do mojego palca, w oko.

- Au !- Drugą ręką przejechałam delikatnie kilka razy po powiece, aby złagodzić ból. Westchnęłam głęboko i po kolejnej próbie, powieki w końcu zaczęły ze mną współpracować a ja otworzyłam oczy
i zobaczyłam ściany w kolorze bieli, po prawej stronie okno z niebieską roletą i Bartka opierającego głowę podczas snu na moich nogach. Czułam się taka wypoczęta a jednocześnie zaniepokojona, dlaczego tutaj jestem, a nie w domu. Oprócz tego, wszystkiego czułam, że jestem spragniona, zimnej, krystalicznej wody z cytrynką, ale za chiny, nie wiem komu mam to oznajmić. To leżenie i te kabelki były strasznie niewygodne. Chciałam sobie usiąść, ale nie udało mi się a przy tym obudziłam Bartka. Był zdezorientowany, ale za chwilkę na jego twarzy widniał przepiękny uśmiech.

- Nareszcie.- Uśmiechnął się a za chwilkę poczułam jego ciepłe wargi na moich, które były całe popękane.

- Tak długo spałam... Od jakiego czasu tu jestem? Co mi jest? Możesz mi powiedzieć...- Jego palec delikatnie docisnął moje wargi powodując, że nie mogłam nic powiedzieć a za chwilkę Bartek poszedł po lekarza.

- Czegoś potrzebujesz?

- Zimna woda z cytryną.- Uśmiechnęłam się a on ucałowałam moją rękę i wyszedł. Kochany mój Bartek.

- Cóż pani Joanno, długo kazała nam pani na siebie czekać

- Nie rozumiem.- Przechyliłam głowę a on uśmiechnął się.

- Długo pani była w śpiączce, ale jej bezpośrednią przyczyną był ropień mózgu, który oczywiście usunęliśmy i oczyściliśmy miejsce gdzie się znajdował. Był na tyle dobrze zlokalizowany, że mogliśmy od razu wykonać operację, która nie była inwazyjna dla życia dziecka.- Aha, czyli byłam poważnie chora, ale wszystko się udało i jest dobrze... STOP! Jakiego dziecka?

- Dziecko?

- No tak, jest pani w dwunastym tygodniu ciąży. Oczywiście składam najszczersze gratulacje.- Lekarz uśmiechnął się wręcz dziko i po uprzednim sprawdzeniu mojej karty z uśmiechem wyszedł. Well, well, well... Zaczyna się bardzo ciekawie. Po chwili Bartosz, wrócił już z wodą a ja zanurzyłam usta i poczułam orzeźwienie, ale też się rozluźniłam. Oddałam mu pustą szklankę ze skórką od plasterka cytrynki i uśmiechnęłam się.

- Jak Maks?- Przerwałam niezręczną ciszę.

- Dobrze, twoja mama jest u nas od czasu kiedy wylądowałaś w szpitalu. Opiekuję się nim.

- A jak twoja noga?- Uśmiechnął się i złapał moją dłoń. Była zimna, ale po kilku chwilkach została szybko ogrzana przez Bartkową.

- Dobrze, wróciłem już do treningów i w sumie to jutro muszę wyjechać do Moskwy.- Zasmuciłam się i delikatnie wywinęłam wargę w dół. Szkoda... - Oj...- Uśmiechnął się czule a ja pomyślałam o tej małej fasolce, co znajduję się wewnątrz mnie.

- Pewnie, wiesz, że będziemy rodzicami?- Niepewnie spojrzałam na niego, a on pokazał rządek białych zębów i jego ręka wylądowała wraz z moja na moim brzuszku.

- To była najlepsza informacja od jakiś dwóch miesięcy.

- Od ilu?!- Wykrzyczałam a on się roześmiał.- Który dziś jest?

- 24 kwiecień, czyli za miesiąc i jeden dzień będziemy się ostro stresować.- Poczucie humoru go nie opuszczało a mnie było smutno, bardzo smutno, bo tyle mnie ominęło.

Resztę dnia w szpitalu spędziłam z Bartkiem, Maksem i kochaną mamą, na którą zawsze możemy liczyć. Kiedy leżałam już sama w sali, bo wygoniłam Bartka do domu, zastanawiałam się co jeszcze przyniesie mi los, czym mnie jeszcze zaskoczy, ale wiem, że tego nie mogę przewidzieć... Pogrążona w różnych marzeniach, zasnęłam.

Kolejne dni mijały tak samo... Oczywiście nie mogła bym tak po prostu leżeć w szpitalu, więc po rozmowie z prezesem przeniosłam pracę do szpitala. Mama opiekowała się Maksem a Bartek ciężko trenował w Moskwie. Z biegiem czasu wiem, że liga rosyjska to nie jest miejsce dla Bartka.  Pod koniec tygodnia, czyli w piątek, kiedy lekarze wpadli do mnie na poranny obchód, dowiedziałam się, że dziś już mogę wrócić do domu. Mój stan zdrowia jak i kruszynki jest dobry i bez sensu mnie tu trzymać. Gdybym mogła skakała bym do nieba. Zadzwoniłam do mamy, aby przekazać jej dobrą nowinę i poprosić ją, aby przywiozła mi jakieś ubrania. Po niecałej godzinie mama pojawiła się w szpitalu. Szybko ubrałam się i cieszyłam się, że wracam do domu.

- Masz wypis?- Wróciłam do sali, w międzyczasie związując włosy w kucyk. Zaprzeczyłam ruchem głowy a mama udała się do pokoju lekarskiego. Spakowałam wszystkie rzeczy należące do mnie,
a kiedy zapinałam torbę i założyłam kurtkę, poczułam wielką ulgę.

- Na pewno dobrze się czujesz?- Uśmiechnęłam się do niej promiennie i przytuliłam ją. Mama to największy skarb na świecie. Włożyłam do torebki wypis, przewiesiłam ją przez ramię i wyszłyśmy
z sali, potem oddziału a na końcu ze szpitala. Rześkie powietrze przyprawiło mnie o zawrót głowy, ale dałam radę i zdołałam utrzymać równowagę. Zerknęłam na telefon, który wskazywał kilka minut przed dwunastą.
- Maks do której ma lekcje?

- Do czternastej, a potem trening w Piotrkowie.- Wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy na zakupy do jakiegoś marketu a potem do domu. Kiedy przechodziłam przez próg domu poczułam tą rodzinną atmosferę. Rozebrałyśmy się i przeszłam się korytarzem, gdzie zobaczyłam na ścianie kilkanaście zdjęć. Każde z nich pokazywało inną historię z naszego wspólnego życia. Pierwsze było z imprezy w jednym z Rzeszowskich klubów a ostatnie było ze sylwestra, którego spędzaliśmy u Ignaczaków. Uśmiechnęłam się i przeszłam dalej, pomagając mamie z zakupami.

- Te zdjęcia, to Bartek wymyślił.- Uśmiechnęłam się.

- Ja mu tylko pomogłam wybrać i ułożyć.- Delikatnie się uśmiechnęła a ja rozpakowałam zakupy
i przeszłam się do salonu. Nad kominkiem pojawiło się zdjęcie rodzinne ze świąt a po prawej stronie, gdzie była ściana, nie do końca zagospodarowana, znalazło się zdjęcie każdego z nas z osobna. Maksa portret był na środku, po prawej mogłam oglądać swoją uśmiechniętą twarz a po lewej Bartkową. Jejku, ależ on się stara.
- Może jesteś głodna?


- Nie.- Wróciłam do kuchni i usiadłam przy kuchennej wysepce.- Dziękuję, że pomagałaś nam. Obróciła się w moją stronę stawiając przede mną szklankę wody z cytryną i się przytuliła.

- Jesteś moim dzieckiem i zawsze będę pomagać tobie i twojej rodzinie, bo was kocham.- Jejku do końca dnia uśmiech, nie schodził mi z twarzy. Maks nie odstąpił mnie na krok, nawet wtedy, kiedy miał się już położyć spać. Kiedy w końcu po dwóch przeczytanych książkach zasnął, poszłam do sypialni. Otworzyłam laptopa i włączyłam skypa. Spojrzałam na listę dostępnych znajomych i nim cokolwiek zrobiłam, Bartek już do mnie dzwonił. Kiedy zobaczyłam jego śliczną twarzy i przepiękne oczy, nie mogłam przestać się patrzeć
i tak cholernie przebijało przez moje serce uczucie tęsknoty. Kiedy już mieliśmy się rozłączyć, tak naprawdę nie chciałam tego. Chciałabym, aby tu był i mógł mnie przytulić a potem delikatnie pocałować mnie.
- Obiecasz mi coś?- Delikatnie, tak nieśmiało uśmiechnął się a ja westchnęłam.

- Pewnie.

- Proszę, obudź się jutro.- W moich oczach pojawiły się łzy, delikatnie je zamknęłam i kiwnęłam głową.

- Obiecuje.- Wyszeptaliśmy jednocześnie te słowa, które dają nam tak wielką siłę i rozłączyłam się
a potem wtuliłam się w poduszkę i zasnęłam.








1 komentarz:

  1. JejQ! Przepiekny koniec....
    Nareszcie sie obudzila...;)
    Bardzo ciesze sie, ze wrocilas. Mam nadzieje, ze u Ciebie wszystko juz ze zdrowiem ok.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie
    http://zastapzloscmiloscia.blogspot. com

    OdpowiedzUsuń