sobota, 22 lutego 2014

Damy radę? Tak damy radę!

Rozdział 47


- Poradzimy sobie, prawda?- Zerknęłam na niego, a on uśmiechnął się i musnął moje usta.

-Będziesz moją żoną, kocham cię i wiem, że dzięki temu damy radę.- Uśmiechnęłam się i wszystko ze mnie spłynęło. Mam tak wspaniałego faceta, że aż sobie zazdroszczę.- Porozmawiamy o tym jutro na spokojnie
a teraz jadę na siłownię.- Wstał i zrzucił z siebie t-shirt, zarzucił nowy, który mu przyszykowałam. Przecież nie musi go zakładać, nie musi jechać na siłownię, może zostać tu ze mną, to tylko kilka kartek na łóżku.- Wiem o czym myślisz.- Spojrzał na mnie wymownie a ja uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Jak ty mnie znasz...

-Bo cię kocham. Wrócę za dwie godziny.- Pocałował mnie bardzo namiętnie i wyszedł. Co on ze mną robi? Zebrałam wszystkie papierki i włożyłam do teczki a potem zabrałam Bartkowe rzeczy 
i zaniosłam je do kosza na ubrania. Zeszłam na dół i pogoniłam Maksa do lekcji, w końcu jest rok szkolny. Sama wzięłam witaminki dla ciężarówek i poszłam poczytać koło okna. Co mam zrobić? Znów sezon rozłąki? Zabrałam się za kolejny rozdział książki i chyba straciłam rachubę czasu.

-Asia?- Poczułam delikatne szturchnięcie i tak bardzo nie chciało mi się otwierać oczu. Obróciłam głowę i zobaczyłam klęczącego Bartka.

-Chyba zasnęłam.- Uśmiechnęłam się a potem usiadłam na jego kolanach i przytuliłam się do niego zanurzając nos w pięknym zapachu, prysznica, cytryny i Bartka. Delikatnie pogładził moje włosy 
a potem położył mnie na kanapie a sam zabrał telefon i zadzwonił po pizzę.- Jak siłownia?

-Jak zawsze ciężko... Spotkałem Mariusza.- Poszedł do kuchni a za chwilkę przyszedł z szklanką wody z plasterkiem cytryny. Podał mi ją i delikatnie musnął czoło.

-Dziękuję. Co z Mariuszem?

-Zaprosił nas jutro na kolację.- Rzucił się na drugi koniec kanapy i uśmiechnął.- Idziemy?

-Jasne, że tak. Dawno się nie widzieliście.- Wypiłam wodę, zjadłam cytrynkę wrzucając skórkę do szklanki
i postawiłam na ławie. Po chwili usłyszeliśmy sygnał telefonu, tym razem domowego. Bartek jak szybko podbiegł do leżącego w kuchni telefonu i odebrał go tak potem zniknął na górze. Oho to na pewno nie było do mnie. Po kilku minutach Bartek zbiegł na dół, rzucił telefon na stół i zaczął się ubierać. - Co się stało?- Zerwałam się z kanapy i szybkim krokiem przeszłam do przed pokoju. Milczał, ale widziałam, że jest zdenerwowany.- Powiesz mi?

-Kocham cię.- Musnął moje usta i wybiegł. Kurwa! Wróciłam do salonu i usiadłam zrezygnowana... 
O co mu chodzi? Co się stało? Czemu mi nie powiedział? Zrezygnowana oparłam się i delikatnie ułożyłam dłonie na brzuszku.

-Co my z nim mamy szkrabie.- Moje kąciki ust delikatnie się uniosły i wstałam, aby odebrać pizzę. Postawiłam ją na komodzie wyciągnęłam banknot pięćdziesięciu złotowy i podziękowałam miłemu panu
a sama udałam się na górę, aby zawołać Maksa, na kolację. Weszłam do jego pokoju i zobaczyłam, że coś ogląda.- Choć na kolacje, skarbie.- Podeszłam do niego i musnęłam jego główkę. Zamknął laptopa
i zeszliśmy na dół.

-Gdzie tata?

-Musiał coś załatwić. Niedługo wróci.- Uśmiechnęłam się i zajęliśmy się jedzeniem tej pysznej pizzy. Maks opowiadał mi o tym co robił w szkole.

-Wiesz mamo, że dziś na w-f, Marek podszedł do mnie i powiedział, że mam fajną koszulkę.- Uśmiechnęłam się i zabrałam talerze.- No i mówi, że mam fajnego tatę, też tak uważam, jest całkiem fajny.- Zaśmialiśmy się a potem wstawił szklanki do zmywarki i zabrawszy paczkę małych chrupek, pobiegł na górę. Założyłam sweter i zaniosłam karton po pizzy wraz ze śmieciami przed dom. Szybko zaniosłam śmieci

i wróciłam do domu a potem udałam się na górę, zabrałam się za pracę 
i zerknęłam na e-mail, w którym znalazłam informacje od mojej krawcowej o gotowości mojej sukni ślubnej... Wyczuwam podróż do Rzeszowa, uwielbiam!


Praca pochłonęła mnie maksymalnie i czułam się fantastycznie, że w końcu podsumowałam cały sezon, do tego przejrzałam całą umowę i jutro mogłam na spokojnie wszystko przejrzeć 
z Bartoszem. Oczywiście jego jeszcze nie ma. Nie wiem gdzie zniknął, ale nie wygląda to za dobrze. Mam nadzieję, że to nie jest żadna poważniejsza sprawa. Spakowałam wszystkie dokumenty do mojej teczki, a laptopa położyłam na stolik nocy i poszłam zobaczyć co u Maksa. Sam zainteresowany siedział przy biurku i kminił jakieś zadania z matmy.

- Czemu nie przyszedłeś wcześniej, pomogła bym ci.- Uśmiechnęłam się do niego.

-Chciałem sam to zrobić, ale chyba nie potrafię.- Jego zapał do nauki jest czymś co mogłam sobie wymarzyć. Sama jak byłam w jego wieku nie garnęłam się do książek, a jego postawa mnie szokuje a zarazem daje tyle radości. Przyniosłam sobie krzesło z drugiego końca pokoju i usiadłam koło niego a potem zerknęłam na kilka zadań i rozpoczęliśmy ich rozwiązywanie.

-Swoją drogą zastanawiam się co ty robisz na matematyce, synku?- Spojrzałam na niego a on uśmiechnął się zamknął z hukiem książkę i włożył ją do plecaka.- To co idę szykować kąpiel a ty spakuj się, tak?

-Jasne.- Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki, odkręciłam strumień wody i wyciągnęłam 
z szafki puchowy ręcznik, który ułożyłam na przeźroczystym krześle. Sama przejrzałam się 
w lustrze a po chwili do łazienki przyszedł Maks i szybko pomogłam mu pozbyć się ubrania a potem zostawiłam go w łazience

i próbowałam dodzwonić się do Bartka, oczywiście bez skutecznie. Po kilkunastu minutach Maks czysty
i pachnący leżał już w łóżku a ja czytałam mu książeczkę o smokach. Zastanawiał mnie fakt, gdzie ten idiota może się podziewać. Martwię się, bo przecież nigdy nie znikał nie mówiąc nic.

-Koniec.- Delikatnie uniosłam kąciki ust i zamknąwszy książkę, musnęłam jego czółko.- Dobranoc skarbie.

-Dobranoc mamo.- Wstał musnął mój polik a potem szybko ukrył się pod kołderką i kiedy wychodziłam z pokoju, delikatnie miał przymknięte powieki. Domknęłam drzwi i ruszyłam do łazienki po wycierać podłogę, wziąć prysznic i sama postanowiłam położyć się spać.

Wtorkowy poranek był straszny, nie wiedziałam gdzie jest Bartek, a na dodatek byłam mocno zmęczona 
i źle się czułam.

-Mamo muszę iść do szkoły? 

- Tak musisz.- Delikatnie poczochrałam jego czuprynkę, spakowałam mu śniadanie do plecaka 
a potem narzuciłam kurtkę skórzaną i wyruszyliśmy do Bełchatowa. Odwiozłam Maksa do szkoły 
i pojechałam na śniadanie do naleśnikarni. Oczywiście próbowałam się dodzwonić do Bartka, ale jedne co mogłam zrobić to nagrać się na sekretarkę. Wciągnęłam naleśnika z czekoladom 
i jagodami, zapłaciłam i wyszłam. Zmierzając na parking zadzwonił telefon. 

-Nareszcie... Gdzie ty się podziewasz?- Wyszeptałam a on westchnął. 

-Jestem w Łodzi, przyjedziesz?

-Jasne. 

-To czekam. Kocham cię.

-Kocham cię.   



Nijako, ale jest :) 
Mam nadzieję, że nie ma aż tak wielkiej tragedii...

Zapraszam do zakładki czystko siatkarsko  

Pozdrawiam 
Ogonodraszki! :)