Rozdział 8
Kolejne kilka dni minęło jako tako. W weekend miałam natłok
gości, z którymi nawet nie spędzam czasu…. Ale co mi tam przynajmniej troszkę
kasy dostałam, jakąś fajną biżuterię. Oprócz tego nad uchem zrzędziły mi
Ciotki, które stwierdziły że w ich czasach dawno bym rodziła dzieci i że to tak
nie wypada byś panną w wieku 26 lat. Ze śmiechem to przyjęłam…Akurat te słowa
wypowiadała Ciocia, której córka jest w moim wieku i jest jeszcze na studiach,
oczywiście jest stanu wolnego. Jedynym pozytywem tych kilku dni jest to, że w
końcu zobaczyłam się z Poliną. Nie widziałam się z nią od września, bo miała
praktykę i musiała już wyjechać do Krakowa, a że tam mieszka, pracuje, studiuje
i gra oczywiście w siatkę jakoś się jej nie śpieszy do przyjaciółki do Rzeszowa.
Polin jest strasznie wysoka i szczerze zazdroszczę jej tego, ale z drugiej
strony też nie ma aż takie problemu ze szpilkami także jeszcze bardziej jej
zazdroszczę. Oczywiście dobrze poinformowana Kwiatkowska wiedziała że kręcę z
niejakim Bartkiem K. zwanym Siurakiem i
zadawała mi falę pytań na które po części odpowiadałam. Wracając do
teraźniejszości, siedzę w pracy i próbuje dodzwonić się do drukarni w sprawie
biletów na sobotni hit - czyli Resovia kontra Skra… Dziś o 17 ma być dostępna
rezerwacja ale jak biletów nie widać tak nie widać… Kiedy poraz 100 słyszę
automatyczną sekretarkę, rzucam telefon na biurko przychodzi pan Władek z
ochrony.
-Pan kurier czeka na panią przy wejściu.
-Okej.- poszłam na Władkiem, odebrałam od kuriera paczuszki
dwie z biletami i poszłam do siebie…. Jaka ulga. Zadzwoniłam do Daniela-
klubowego informatyka i poprosiłam aby o 17 otworzył rezerwację. Wzięłam 30
biletów tak jak było wcześniej ustalone i poszłam do chłopaków na siłownię.
Idąc na siłownie minęłam się mamą, która z dnia na dzień przeraża mnie coraz
bardziej z panią Anią. Weszłam na siłownię zapach niesamowity aż myślałam że
śniadanie zwrócę, cieszcie się że tego nie czujecie.
-Dzień dobry trenerze. Cześć chłopaki !- trener podał mi
rękę.
-Przyszłaś z biletami?- uśmiechnął się do mnie a ja
wręczyłam mu jego 3 bilety, potem pierwszy nawinął mi się Olieg. Przytulił mnie
i podałam mu jego działkę, a następnie przybyła cała reszta. Rozdając bilety nie obeszło się bez
żartów, wiecie takie chwilowe oderwanie od ciężkich ćwiczeń ale niestety bilety
zniknęły z moich rąk a ja przywołałam ich do porządku i powrócili do ćwiczeń.
-Joanno!- odwróciłam się i zobaczyłam trenera, podeszłam do
niego. Nie wiedziałam o co chodzi.
-Tak słucham. Coś się stało ?- wszyscy na nas spoglądali,
kurcze coś przeskrobałam….
-Przyjdź do mnie, musimy poważnie porozmawiać- mówił to z
taką powagą, że zaczęłam się bać o swoją posadę. Szybko poszedł a ja spojrzałam
w stronę chłopaków, którzy byli równie zdziwieni co ja, poruszyłam ramionami w
znaku niewiedzy. Postanowiłam, że nie będę stała jak słup tylko pójdę do
prezesa. Podążyłam wolnym krokiem, zapukałam i weszłam.
-O czym chciał prezes pomówić?- gestem ręki wskazał abym
usiadła, zrobiłam tak jak kazał. Mocno się skupiłam, aby wszystko zrozumieć.
-Jak wiesz były już wiceprezes Karbarz zrezygnował ze swojej
posady a wraz z nim Górski tak samo i zostałem bez wiceprezesa.
-Ale z tego co wiem to nie wyszło to tylko z ich
inicjatywy.- prezes spojrzał na mnie z pod byka- nie pan kontynuuje.
-Chciał bym abyś ty zajeła ich miejsca.- zamurowało mnie. Ja
czemu akurat Ja.
-Nie wiem. Bardzo dobrze współpracuje mi się z chłopakami, i
chyba wolę jednak zostań na swoim stanowisku.- prezes na mnie dziwnie spojrzał.
Fajne być wiceprezesem, ale to chyba nie dla mnie. Z drugiej strony to trochę
dziwne, że obydwoje zrezygnowali. Nie chcę ryzykować.
-No cóż, zastanów się.
-Ale tu nie ma nad czym się zastawiać. Chcę zostać na swoim
stanowisku, dziękuje za zaufanie ale nie myślę że to nie będzie dobra decyzja.-
wstałam i wyszłam. Za sobą usłyszałam jeszcze „zastanów się jeszcze”, ale ja
chyba nie mam się nad czym zastanawiać. Nie chcę tej posady, wystarczy mi moja.
Poszłam do siebie dokończyć papierkową robotę
a o 15 opuściłam budynek klubu i pojechałam do domu tzn.
miałam takie coś w planach, bo nie trafiłam do domu mojego tylko Ignaczaków
dostałam zaproszenie na kawę od Iwony.
Dojechałam na dzielnie Igły, kiedy wypakowałam się z
samochodu, zadzwonił do mnie Bartek. Szybko odebrałam.
-Cześć Bartuś.
-Cześć Skarbie.
-Coś się stało?
-Nie. Nic się nie stało. Tak po prostu chciałem zapytać jak
tam u Ciebie.
-U mnie wszystko dobrze, w sumie teraz nie mogę rozmawiać bo
idę na kawę do Igły .
-Aha okej. Kocham Cię. Zadzwonię później
-Kocham Cię. Pa.- rozłączyłam się i podążyłam do rezydencji
Ignaczaków. Zapukałam a za chwilę drzwi otworzyła mi rozpromieniona Iwona.
Przywitałam ją całusem w policzek i poszłyśmy do kuchni. Dzieci akurat jadły
obiad a ja czekałam na kawę. Kiedy ją otrzymałam przeszłyśmy do sedna naszego
spotkania i gadałyśmy. Opowiedziałam o dzisiejszej akcji w klubie i stwierdziła
że dobrze postąpiłam, potem jak zawsze o facetach o rozterkach i tak do 19. Igła
przyszedł a ja poszłam do siebie. Nawet nie byłam zmęczona ale miałam mętlik
w głowie. Po pierwsze
w sprawie Bartka a po drugie w sprawie tego wieceprezesowania. Weszłam do domu,
widziałam tylko światło w salonie więc tam poszłam. Maks coś rysował, tata
rozpalał kominek a mama przytuliła mnie.
-Wiem wiem.
-Okej.- usiadłam na krześle i opadłam momentalnie z sił. Mama
usiadła naprzeciwko mnie a tata poszedł po jakąś teczkę i przyszedł usiadł koło
mamy.- o nie ! Jeszcze jakaś niespodzianka ja na dziś podziękuje.- tata się uśmiechnął
i podał mi teczkę. Otworzyłam ją i pierwsze co się tam znajdowało to klucze,
potem wyciągnęłam zdjęcia.
-Mamy nadzieje że Ci się spodoba.
-Mamy ciebie już dosyć więc kupiliśmy Ci mieszkanie.- mama
wypowiadała to z takim stoickim z pokojem a ja po prostu rzuciłam się na nich.
Takie niespodzianki mi się podobają nie ma co. Usiadłam ponownie i przeglądałam
każde zdjęcie dokładnie. Mieszkanie było na bardzo nowoczesne, ładnie urządzone
a przedewszystkim w centrum Rzeszowa z widokiem na rynek.
-Możesz już się wyprowadzać.
-Tak szybko chcecie się mnie pozbyć?
-Tak.- siedzieliśmy jeszcze chwilkę aż nie dostałam telefonu
ze szpitala.
-Tak słucham.
-Dzień dobry. Szpital powiatowy w Bełchatowie. Pan Kurek
miało poważny wypadek.
-Co?
-Dziś około 12:30. Kiedy był świadomy pod nam pani numer.
-Już jadę.- rozłączyłam się i poszłam do siebie zabrać kilka rzeczy. Powiedziałam
rodzicom i pojechałam do Bełchatowa, do Bartka. Byłam o 1:00 w Bełchatowie. Bąkiewicz
siedział na korytarzu. Kiedy go zobaczyłam rozpłakałam się, przytulił mnie i
powiedział że Bartek jest w bardzo ciężkim.Przepraszam, że tak żadko dodaje ale nie mam zawsze weny i nie mam także dostępu do komputera żeby coś napisać.
Z tego miejsca chciała bym wam życzyć:
Przedewszystkim szczęśliwych świat pełnych radości, emaptii. Aby wasze marzenie się spełniły i żeby te były najcudowniejsze spędzone przedewszystkim w gronie rodzinnym.
Pozdrawiam was cieplusioo xoxoxo
O cholera zakończenie mega... Wrrrr!
OdpowiedzUsuńCo do częstotliwości dodawania ok, rozumiem, robotem nie jesteś :)
Wesołych świąt ;*
Dziękuje za wyrozumiałość. Wesołych Świąt :*
Usuń