czwartek, 20 czerwca 2013

Tylko bądź... W każdy dzień i w każdą noc.

– Maaaaaaamooooooooo ! – Ktoś wydarł mi się do ucha. Przetarłam oczy i uśmiechnęłam się. Maks miał na sobie koszulkę reprezentacji. – Widziałaś co dostałem ! – Cmoknął mój polik i pobiegł do drugiego pomieszczenia w naszym pokoju. Ja usiadłam sobie i zerknęłam na telefon. Cisza. Za chwilkę wyłoniła się wielka postura, którą kocham najbardziej na świecie. Niósł tacę, kwiaty... Słodziak. Postawił tacę na stoliku a ja stanęłam na łóżku i za chwilkę przyssałam się do niego jak glonojad. Jak ja się za nim stęskniłam.
– Cześć piękna. – Uśmiechnął się i uwiesił sobie mnie na swojej obręczy miedniczej, po czym zaczął mnie okręcać wokół własnej osi.
– Kocham cię. – Musnęłam jego usta a potem wylądowałam na łóżku. Usiadłam opierając się o ramę łóżka
i przejęłam tacę ze śniadaniem. – Maks jadł?
– Oczywiście. – Usiadł na przeciwko mnie i zaczął rozkoszować się tostami z dżemem brzoskwiniowym.
– Tęskniłam.
– Ja też. – Cmoknął mój nos i wypił sok pomarańczowy. – Fajnie, że mu się spodobał prezent. – Zerknęliśmy na Maksa, który oglądał dokładnie, milimetr po milimetrze, swój prezent. – Dla ciebie też coś mam. – Uśmiechnęłam się i zajęłam się pochłanianiem kolejnego tosta w czasie kiedy Bartek poszedł po to coś. – Tadam ! – Wyciągnął zza pleców także koszulkę reprezentacyjną. Odstawiłam tacę i podeszłam do niego. Obrócił koszulkę na drugą stronę i wzruszyłam się. Niby taka zwyczajna koszulka, ale nie zwyczajna miała pełno serduszek malowanych markerem i nad nazwiskiem hasło: "Kocham cię". Niby zwykłe nic a dla mnie to coś mega wielkiego. Przytuliłam go i kolejny raz w przeciągu tej godziny pocałowałam.
– Dziękuje. – Musnęłam jego usta i się do niego przytuliłam.
– Czy wy musicie się tak miziać? – Zerknęliśmy na dół i uśmiechnęliśmy się do Maksa. Wzięłam go na ręce i musnęłam jego polik a Bartek poczochrał jego włoski.
Bartek był jeszcze z nami przez godzinę i pojechał na trening a potem do swojego hotelu i na odprawę.



Przed siedemnastą zasiedliśmy na trybunach zwarci i gotowi. Przybrani w koszulki od Bartka nie mogliśmy się doczekać. Koło mnie usiadła żona Michała Ruciaka z swoimi dziećmi. Od razu chłopcy złapali dobry kontakt między sobą a ja zostałam zagadana przez Justynę. Gadała jak Igła.
 – Wygrają trzy-zero  –  Justyna uśmiechnęła się do mnie i zerknęłyśmy na pole serwisowe naszej drużyny. Pojawił się na nim Łukasz.
 –  Było by fantastycznie.  – Resztę meczu przesiedziałam w skupieniu, oczywiście oprócz przerw technicznych i przerw między setami. Mecz zakończył się wynikiem trzy do zera a cała hala wiwatowała. Sama uśmiechnęłam się i kiedy ostatni punkt, kończący mecz wpadł na nasze konto, wybuchłyśmy z Justyną niepohamowaną radością. Chłopaki rozciągali się, potem poszli rozdać autografy. Do Justyny przyszedł Michał.
 – Gratulacje wygranej.  –  Uśmiechnęłam się do niego i zerkałam do około gdzie jest Bartek. Nie ukrywam, że to zawsze był największy problem znaleźć go po meczu, ale dziś to już była żenada.
Złapałam Maksa za rękę i przeszłam się wzdłuż barierek. Maks klepał coś do mnie, ale ja go nie rozumiałam bo pisk niestety nie sprzyjał. Kiedy w końcu znalazłam posturę narzeczonego, zamurowało mnie. Nie myślałam, że znajdę się w takich okolicznościach, bo w końcu kiedy oczy nie widzą tego sercu nie żal...


No to co już niedługo kończymy ?

Szkoda, że tak mało komentujecie...

Pozdrawiam
Ogonodraszki












4 komentarze:

  1. jeżeli Bartek robi to o czym myślę to osobiście go zabije :D
    Świetny rozdział pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudownie. Czekam na next! Informuj mnie oczywiście na blogu :)

    Zapraszam do siebie na czwórkę "My heart is big, but you can not hold two.." na przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com

    Całuję, camilla.;*

    OdpowiedzUsuń