Rozdział 46
Niedziela wieczór, kominek, woda z cytryną i jakieś romansidło, czyli to czego potrzebowałam. Nie ukrywam, że ten weekend był dla mnie dosyć szalony, a wiadomość o tym, że będę mamą i przy okazji mogę być vice-prezesem przyprawia mnie na pewno o uśmiech. Delikatnie zanurzyłam usta w wodzie
i przewróciłam kartkę książki. Ciepło z kominka delikatnie pieściło moją twarz. Oczywiście o dwudziestej pierwszej nikt nie spodziewa się gości a tu taka niespodzianka. Maks już słodka spał na górze, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Odłożyłam książkę na stolik i ruszyłam. Delikatnie spojrzałam przez "judasza" kto mnie nawiedził a kiedy zobaczyłam jego uśmiechniętą mordkę ucieszyłam się. Otworzyłam drzwi i za chwilkę, byłam zamknięta w niedźwiedzim uścisku.
- Cześć Misiek.- Poczochrałam delikatnie włoski Kubiaka a ten uśmiechnął się.
- Cześć Asia.- Weszliśmy do środka. Gość zdjął swą odzież wierzchnią i przeszliśmy do salonu. Bijące zimno od wędrowca, przyprawiło mnie o dreszcz. Usiadł na kanapie i zerknął na książkę, którą czytam.
- Czego się napijesz?
- Herbaty. Swoją drogą nie wiedziałem czy jesteś w domu, czy w szpitalu czy może w Rzeszowie, ale dobrze strzeliłem.- Uśmiechnął się i podszedł do kominka, aby ogrzać ręce.
- Nie za późno na wizyty?- Zalałam herbatę i zaniosłam wywar Michałowi.Usiadłam na puchowym dywanie, oparłam się o poduszki i wkładając do książki zakładkę leżącą na brzegu kominka, odłożyłam ją do tajemnej szuflady w dolnej części stolika.
- Chciałem sprawdzić czy wszystko dobrze. Mam nadzieje, że tak?
- Pewnie, że tak. Wszystko jest jak w najlepszym porządku, więc czas przygotowywać się do ślubu.- Uśmiechnęłam się i zjadłam miąższ z plasterka, a skórkę wrzuciłam do szklanki.
- Będzie się działo.- Uśmiechnął się i nasza rozmowa weszła na poziom bardziej wyluzowanej, czyli plotki, ploteczki, plotunie. Za to właśnie Michała uwielbiam.
- A jak tam mały Hubert?- Michał wyciągnął telefon i pokazał mi kilka zdjęć. Mały rośnie jak na drożdżach.
- Moje szczęście.- Uśmiechnął się i położył swojego iPhonia na ławie. Przed dwunastą Michał postanowił wrócić do domu. Myślę, że to dosyć niebezpieczny plan.
- Jadę, jutro rano mam spotkanie. Przedłużam umowę z Jastrzębskim.
- Chyba oszalałeś. Jest po dwunastej i nie mam zamiaru mieć cię na sumieniu.
- To ja ciebie odwiedziłem a nie ty mnie... Zresztą sam ci się zwaliłem na głowę.
- Nie bez przyczyny.- Spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem. Okej, okej nic im nie powiem.- Pojedziesz rano.
- Rano mam spotkanie. Nie martw się jestem dużym chłopcem.- Owinął się grubym szalikiem i nasunął
oficerki.- Gdzie przyszły sezon?
- Mam nadzieję, że Polska.- Poklepałam się delikatnie po brzuchu a Misiek uśmiechnął się.- Choć czuję, że może być z tym kłopot.
- Przecież może wrócić do Skry?
- Może, ale czy chce...- Pocałował mnie w policzek.- Jeszcze raz dziękuję za odwiedziny i rozmowę.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- Mocno mnie przytulił.- Zadzwonię jak dojadę.
- Okej. Cześć.- Wyszedł z domu a ja zamknęłam drzwi i wygaszając światło wróciłam do salonu, aby posprzątać, a potem ugasić kominek i pójść na górę, zaznać rozkoszy prysznica i snu.
Gdzieś tam w Rosji, part. 2
Pobudka o szóstej to niekoniecznie to czego od zawsze pragnąłem w życiu. Przetarłem twarzy i wstałem. Odsłoniłem rolety i przeszedłem do kuchni zaparzyć sobie kawę. "Lotnisko, lot, obiad z rodzinką, leniuchowanie, siłownia i miły wieczór". Plan był prosty, ale czy uda się go zrealizować? Mam nadzieję. Po wypiciu kawy postanowiłem się ubrać i już przed siódmą oddałem klucze właścicielowi mieszkania i zabierając walizkę, torbę i plecak ruszyłem na lotnisko.
Oczekiwanie na lot jest najgorsze, mimo iż mam go dopiero przed dziewiątą czuję się tragicznie i gdybym nie był sam odespał bym jeszcze jedną zabraną mi godzinę. Włączyłem laptopa i jak zawsze pochłonąłem się grą... Dziesiąta piętnaście, czyli wylot z Moskwy i zapisanie tego rozdziału w karierze jako niezbyt udanego.
Około czternastej byłem już w Łodzi. Czekając na bagaż nie mogłem się już doczekać, aż będę mógł
w końcu rzucić się na swoje łóżko z ukochaną, przyszłą żoną i dziećmi. Kiedy przechodziłem przez ostatnią bramkę po odprawie, włączyłem telefon i zadzwoniłem do Asi. Kilka sygnałów i odebrała.
- Cześć Asia.- Uśmiechnąłem się i czułem, że ona też.
- Cześć Bartuś. Jesteś już na lotnisku?
- Tak jestem. Zaraz będę.- Rozłączyłem się, zabrałem bagaż i ruszyłem do wyjścia. Włożyłem telefon do kieszeni spodni i poszedłem do wyjścia A. Jejku jak dobrze, że jestem już w Polsce. Idąc z daleka zobaczyłem ją. Wyglądała jak zawsze pięknie, a jej opadające, delikatnie blond włoski dodawały jej wielkiego uroku. Wyglądała cudownie i tak bardzo chciałbym już móc ją przytulić.- Ależ się rozmarzłym- Wyszeptałem i za chwilkę trzymałem ją w ramionach. Delikatnie smukłe ciało, które wprost uwielbiam. Odszukaliśmy swoich ust i złączyliśmy się w pocałunku.
- Dobrze, że już jesteś.- Uśmiechnąłem się do niej i jeszcze raz delikatnie musnąłem jej wargi.
- Tata !- Maks szybko znalazł się na Bartka rękach i mocno obejmował jego szyję. Uśmiechnęłam się
i radość mnie przepełniała.- Pójdziemy dziś pojeździć rowerami?
- Jasne, że tak.- Poczochrał jego czuprynę i postawił na ziemię.- Wracamy do domu?- Uśmiechnął się do nas, złapał moją dłoń i zabrawszy bagaże, poszliśmy na parking a potem wróciliśmy do Dąbrowy. Nareszcie jest tak jak być powinno. Weszliśmy do domu i od razu zajęłam się przyrządzanie obiadu, ze składników które wcześniej już przygotowałam. Pierś z kurczaka w sosie ziołowym i do tego makaron. Myślę, że panowie zadowolą się takim obiadem. Wrzuciłam makaron do wody i przyszedł Bartek. Delikatnie objął mnie od tyłu i pocałował szyję.
- Ślicznie pachniesz.- Delikatnie przejechał nosem koło ucha. Uśmiechnęłam się i obróciłam się w jego stronę.
- Za dziesięć minut będzie obiad.- Przejechałam dłonią po jego policzku.- Gdzie Maks?
- Kupiłem mu grę na konsolę i już ją katuje.- Uśmiechnął się delikatnie a ja zarzuciłam ręce na jego szyję
i po chwili poczułam jego ciepłe wargi na moich.
- Rozpraszasz mnie.- Rzuciłam oskarżycielsko a on musnął mój nos i podszedł do jednej z wielu szuflad
i wyciągnął tym razem czarne podkładki. Dokończyłam gotowanie i po wcześniejszym wyciągnięciu makaronu i wyłączeniu piersi, poszłam na górę zawołać Maksa. Szybko zbiegł na dół, wydawało się, że był bardzo głodny. Kiedy zeszłam już na dół, wszystko było nałożone i ustawione w jadalni.- No no, szybki jesteś.
- Wiem.- Uśmiechnął się, jak łobuz i usiedliśmy przy stole, delektując się naprawdę pysznym daniem. Miła atmosfera i niezamykająca się buzia Maksa, sprawiła że ten obiad był jednym z przyjemniejszych i w końcu razem. Choć wiem, że wieczorem będę musiała poruszyć bardzo ciężki temat, związany z klubem, moją propozycją.
Po obiedzie ja poszłam zrobić pranie i posprzątać łazienkę a chłopaki grali w gry na konsoli. Nie żeby coś, ale od rozpieszczania chyba jest mama a nie tata. Czyżbyśmy zamienili się rolami? Pokiwałam głową na znak, że pewnie tak i włączyłam pralkę. Wyłączyłam światło i poszłam na górę do łazienki. Jak to normalna matka polka zajęłam się tym sprzątaniem a kiedy skończyłam poszłam do sypialni, rozłożyłam dokumenty
a raczej zarys umowy i przeanalizowałam go. Oczywiście długopis, który leżał koło mnie, został użyty
i niektóre rzeczy zostały po zmieniane.
- Tu jesteś.- Ściągnęłam okulary i delikatnie przygryzłam ich końcówkę.
- Jestem...- Bartek rzucił się na łóżko i zabrał jeden papierek. Akurat ten z wynagrodzeniem i czasem umowy.
- Umowa? Zmienia się stołek vice-prezesa w Skrze?
- No to ja mam nim być.- Papierek wyleciał mu z dłoni. Usiadł na brzegu łóżka a on ja obok niego.- Bartek nie chcę wyjeżdżać. Nie mam zamiaru rodzić dziecka na obczyźnie, poza tym taka okazja więcej mi się nie trafi.- Spojrzałam na niego a on przeczesał ręką włosy. Jest zły.
- Asia, negocjowałem o grę w Maceracie. Taka okazja pewnie też mi się nie trafi. Marzyłem o lidze włoskiej.
- Marzyłam o ciepłej posadzce.- I tak właśnie jest kiedy ludzie mają marzenia, spełniające się w jednym czasie i kiedy jesteś pewny, że to jest to czego szukasz, niestety musisz z tego zrezygnować. Takie są właśnie nasze marzenia.
Jestem na fali :)
Pozdrawiam
Ogonodraszki
sobota, 25 stycznia 2014
sobota, 18 stycznia 2014
What if I lose it all?
Rozdział 45
W sobotę rano, obudziłam się po dziewiątej. Sama byłam zdumiona, że spałam tak długo. Delikatnie przetarłam oczy i zabrawszy małego, szarego pilota ze stolika nocnego i przyciskając duży czarny przycisk, w pokoju pojawiło się dużo światła. Rolety automatyczne przy nie małym hałasie, zwinęły się a ja uśmiechnęłam się, dzień zapowiadał się na przyjemny. Założyłam szlafrok, klapki i zeszłam na dół. Przy okazji zabrałam telefon i odpisałam na kolejny czuły sms od tajemniczego B., który informował mnie, że w poniedziałek będzie już w Polsce. Przechodząc przez korytarz zajrzałam do Maksa, ale ten jeszcze spał, więc nie chciałam mu przerywać. Zeszłam na dół, gdzie poczułam zapach kawy, a mój żołądek zrobił fikołka
i poczułam mdłości, ale przeszło po kilku chwilkach. Podeszłam do mamy i obdarzyłam ją całusem
w policzek.
- Jak się spało?- Postawiła przede mną zieloną herbatkę a ja wywinęłam wargę w dół.- Kawy byś chciała? Marzenia.- Bezwzględna Alicja, to bezwzględna Alicja.
- Pojedziemy dziś na zakupy? Mam chęć na nowe buty.- Zanurzyłam usta w herbacie a ona roześmiała się. Taki śmiech to jak miód dla ucha.
- Możemy. Co chcesz na śniadanie? Może naleśniki z czekoladą.
- Pewnie.- Mama zajęła się przygotowanie, ale kiedy je zobaczyłam i przebiegłam w czasy przeszłe, kiedy Maks, był w moim brzuszku odechciało mi się ich. Jeżeli mam być znowu gruba, to ja dziękuje bardzo.
- Jedz, a nie zamartwiasz się linią.- Spojrzałam na nią z kpiną a ona poszła obudzić Maksa. Taka właśnie jest mama, zna mnie jak mało kto. Po chwili, koło siebie zobaczyłam swoje największe szczęście, które emanowało radością i latało po salonie jak elektron. Kiedy wybiegał się, usiadł koło mnie i zaczął jeść wcześniej przygotowane przeze mnie naleśniki.
- Tato o której jutro przyjeżdża?
- Przed dwunastą. Wieczorem jedzie na wyjazd, a ja muszę w poniedziałek pojawić się na konferencji w klubie.- Uśmiechnęłam się do niej i zjadłam ostatni kęs naleśnika. Dopiłam herbatę
i poszłam na górę wziąć prysznic. Szybko się ogarnęłam i ubrałam. Jedną nogą byłam już na zakupach, kiedy zadzwonił do mnie prezes, że musi się ze mną pilnie spotkać. Jejku, była z jednej strony przerażona a z drugiej wyluzowana. Nasunęłam szpilki i zeszłam na dół.
- Mamo muszę jechać do Bełchatowa, prezes ma do mnie pilną sprawę.
- Co z zakupami?
- Przyjadę po was po spotkaniu i pojedziemy, okej?
- Jasne.- Narzuciłam skórzaną kurtkę, zabrałam kluczyki i dokumenty i wyszłam.
W Bełchatowie byłam po niecałych czterdziestu minutach. Zaparkowałam pod halą i widziałam samochody zawodników. Czyżby konferencja a mnie nic o tym nie wiadomo?
Weszłam do klubu i spotkałam Paulinę.
- Aśka?! Hej!- Mocno mnie przytuliła, a ja uśmiechnęłam się i odwzajemniłam jej uścisk. Stęskniłam się za nimi.- Jak się czujesz?- W jej oczach pojawiła się troska.
- Dobrze, bardzo dobrze.- Obiecałam kawę po spotkaniu z prezesem i poszłam do niego. Delikatnie zapukałam i weszłam. Uśmiechnął się na mój widok a we mnie wpłynął pogodny duch. Przytulił mnie i usiadłam na krześle naprzeciwko niego. Magda przyniosła mi jeszcze wodę z cytryną i zaczęliśmy spotkanie.
- Jak zdrowie Asiu? Jak się czujesz?
- Wszystko jest już dobrze, więc mogę wrócić do pracy.
- O tym chciałem porozmawiać.- Adrenalina się podniosła. Ciśnienie na pewno mi podskoczyło, a ja nie mogę się denerwować przecież.- Sezon nam nie wyszedł... Wiesz o tym?
- Tak, ale myślę, że możemy się odbić. Negocjacje z PGE idą dobrze, więc... Panie prezesie mamy wielki potencjał.
- Otóż to. Mamy na oku nowego trenera i kilku graczy rangi światowej. Chciałbym, aby pani była wiceprezesem a także menadżerem klubu.- Mroczki przed oczami i prawie spadłam z krzesła. Upiłam spory łyk wody i przeczesałam włosy. Że ja? Chyba to żart...
- Panie prezesie... Wydaje mi się, że nie mam doświadczenia...- Westchnęłam a on tylko uśmiechnął się.
- Odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. Jesteś najlepsza.- Jejku już nie wiedziałam co mam na ten temat myśleć.- Jesteś pewna siebie, zorganizowana, chłopaki mają z tobą rewelacyjny kontakt.
- Jestem w ciąży.- Szybko wypowiedziałam te słowa, a jego oczy były większe.- Będę miała na głowie Maksa, dziecko i nie wiem czy dam radę.- Przytulił mnie i poklepał po ramieniu.
- Dam ci tydzień na zastanowienie, a teraz idę do chłopaków.
- Oczywiście. Dziękuję za spotkanie.
- Cieszę, że u ciebie, was wszystko dobrze.- Przytulił mnie i wyszedł. Narzuciłam kurtkę, poszłam się przywitać z chłopakami i wróciłam do domu z ogromnym mętlikiem.
Gdzieś tam w Rosji.
Wróciłem po treningu do swojego mieszkania i rozpocząłem pakowanie. Za godzinę mam spotkanie z menadżerem Maceraty, ale choć coś spakuję, nie chcę robić wszystkiego na ostatnią chwilkę.
- O kurwa! - Zerknąłem na zegarek i zobaczyłem, że zostało mi dwadzieścia minut. Szybko ubrałem gruby sweter z dzianiny, który dostałem na święta Bożego Narodzenia od mamy, kurtkę ze skóry, przerzuciłem torebkę przez ramię i wyszedłem. Wiem, że kontrakt z Dynamo, kończy się
w poniedziałek. Mimo tego, że saldo mojego konta zmieniło się i czuje się multimilionerem to wiem, że nic dobrego, oprócz tego, nie wniosło to do mojej kariery. W kawiarni, byłem po dziesięciu minutach. Usiadłem przy jednym ze stolików i poczekałem na menadżera. Kiedy pojawił się w kawiarni, czułem że te negocjacje mogą się dobrze skończyć.
- Cześć Bartek.- Uśmiechnął się do mnie i przywitaliśmy się uściśnięciem dłoni.
- Cześć.- Usiedliśmy, zamówiliśmy kawę i negocjowaliśmy.
Kiedy wyszedłem z restauracji czułem, że Macerata to będzie fajne miejsce dla mnie, dla Asi, Maksa i Kruszynki, ale czy uda mi się ją przekonać? Westchnąłem i wróciłem do mieszkania kontynuować pakowanie.
Czułam, że ten kontrakt to może być moja szansa, tylko czy Bartek wróci do Polski....
Mamy kolejny rozdział :)
Czyli jednak potrafię, ale muszę mieć wenę, z którą trudno w ostatnim czasie... :)
Pozdrawiam i do następnego *.*
Ogonodraszki
W sobotę rano, obudziłam się po dziewiątej. Sama byłam zdumiona, że spałam tak długo. Delikatnie przetarłam oczy i zabrawszy małego, szarego pilota ze stolika nocnego i przyciskając duży czarny przycisk, w pokoju pojawiło się dużo światła. Rolety automatyczne przy nie małym hałasie, zwinęły się a ja uśmiechnęłam się, dzień zapowiadał się na przyjemny. Założyłam szlafrok, klapki i zeszłam na dół. Przy okazji zabrałam telefon i odpisałam na kolejny czuły sms od tajemniczego B., który informował mnie, że w poniedziałek będzie już w Polsce. Przechodząc przez korytarz zajrzałam do Maksa, ale ten jeszcze spał, więc nie chciałam mu przerywać. Zeszłam na dół, gdzie poczułam zapach kawy, a mój żołądek zrobił fikołka
i poczułam mdłości, ale przeszło po kilku chwilkach. Podeszłam do mamy i obdarzyłam ją całusem
w policzek.
- Jak się spało?- Postawiła przede mną zieloną herbatkę a ja wywinęłam wargę w dół.- Kawy byś chciała? Marzenia.- Bezwzględna Alicja, to bezwzględna Alicja.
- Pojedziemy dziś na zakupy? Mam chęć na nowe buty.- Zanurzyłam usta w herbacie a ona roześmiała się. Taki śmiech to jak miód dla ucha.
- Możemy. Co chcesz na śniadanie? Może naleśniki z czekoladą.
- Pewnie.- Mama zajęła się przygotowanie, ale kiedy je zobaczyłam i przebiegłam w czasy przeszłe, kiedy Maks, był w moim brzuszku odechciało mi się ich. Jeżeli mam być znowu gruba, to ja dziękuje bardzo.
- Jedz, a nie zamartwiasz się linią.- Spojrzałam na nią z kpiną a ona poszła obudzić Maksa. Taka właśnie jest mama, zna mnie jak mało kto. Po chwili, koło siebie zobaczyłam swoje największe szczęście, które emanowało radością i latało po salonie jak elektron. Kiedy wybiegał się, usiadł koło mnie i zaczął jeść wcześniej przygotowane przeze mnie naleśniki.
- Tato o której jutro przyjeżdża?
- Przed dwunastą. Wieczorem jedzie na wyjazd, a ja muszę w poniedziałek pojawić się na konferencji w klubie.- Uśmiechnęłam się do niej i zjadłam ostatni kęs naleśnika. Dopiłam herbatę
i poszłam na górę wziąć prysznic. Szybko się ogarnęłam i ubrałam. Jedną nogą byłam już na zakupach, kiedy zadzwonił do mnie prezes, że musi się ze mną pilnie spotkać. Jejku, była z jednej strony przerażona a z drugiej wyluzowana. Nasunęłam szpilki i zeszłam na dół.
- Mamo muszę jechać do Bełchatowa, prezes ma do mnie pilną sprawę.
- Co z zakupami?
- Przyjadę po was po spotkaniu i pojedziemy, okej?
- Jasne.- Narzuciłam skórzaną kurtkę, zabrałam kluczyki i dokumenty i wyszłam.
W Bełchatowie byłam po niecałych czterdziestu minutach. Zaparkowałam pod halą i widziałam samochody zawodników. Czyżby konferencja a mnie nic o tym nie wiadomo?
Weszłam do klubu i spotkałam Paulinę.
- Aśka?! Hej!- Mocno mnie przytuliła, a ja uśmiechnęłam się i odwzajemniłam jej uścisk. Stęskniłam się za nimi.- Jak się czujesz?- W jej oczach pojawiła się troska.
- Dobrze, bardzo dobrze.- Obiecałam kawę po spotkaniu z prezesem i poszłam do niego. Delikatnie zapukałam i weszłam. Uśmiechnął się na mój widok a we mnie wpłynął pogodny duch. Przytulił mnie i usiadłam na krześle naprzeciwko niego. Magda przyniosła mi jeszcze wodę z cytryną i zaczęliśmy spotkanie.
- Jak zdrowie Asiu? Jak się czujesz?
- Wszystko jest już dobrze, więc mogę wrócić do pracy.
- O tym chciałem porozmawiać.- Adrenalina się podniosła. Ciśnienie na pewno mi podskoczyło, a ja nie mogę się denerwować przecież.- Sezon nam nie wyszedł... Wiesz o tym?
- Tak, ale myślę, że możemy się odbić. Negocjacje z PGE idą dobrze, więc... Panie prezesie mamy wielki potencjał.
- Otóż to. Mamy na oku nowego trenera i kilku graczy rangi światowej. Chciałbym, aby pani była wiceprezesem a także menadżerem klubu.- Mroczki przed oczami i prawie spadłam z krzesła. Upiłam spory łyk wody i przeczesałam włosy. Że ja? Chyba to żart...
- Panie prezesie... Wydaje mi się, że nie mam doświadczenia...- Westchnęłam a on tylko uśmiechnął się.
- Odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku. Jesteś najlepsza.- Jejku już nie wiedziałam co mam na ten temat myśleć.- Jesteś pewna siebie, zorganizowana, chłopaki mają z tobą rewelacyjny kontakt.
- Jestem w ciąży.- Szybko wypowiedziałam te słowa, a jego oczy były większe.- Będę miała na głowie Maksa, dziecko i nie wiem czy dam radę.- Przytulił mnie i poklepał po ramieniu.
- Dam ci tydzień na zastanowienie, a teraz idę do chłopaków.
- Oczywiście. Dziękuję za spotkanie.
- Cieszę, że u ciebie, was wszystko dobrze.- Przytulił mnie i wyszedł. Narzuciłam kurtkę, poszłam się przywitać z chłopakami i wróciłam do domu z ogromnym mętlikiem.
Gdzieś tam w Rosji.
Wróciłem po treningu do swojego mieszkania i rozpocząłem pakowanie. Za godzinę mam spotkanie z menadżerem Maceraty, ale choć coś spakuję, nie chcę robić wszystkiego na ostatnią chwilkę.
- O kurwa! - Zerknąłem na zegarek i zobaczyłem, że zostało mi dwadzieścia minut. Szybko ubrałem gruby sweter z dzianiny, który dostałem na święta Bożego Narodzenia od mamy, kurtkę ze skóry, przerzuciłem torebkę przez ramię i wyszedłem. Wiem, że kontrakt z Dynamo, kończy się
w poniedziałek. Mimo tego, że saldo mojego konta zmieniło się i czuje się multimilionerem to wiem, że nic dobrego, oprócz tego, nie wniosło to do mojej kariery. W kawiarni, byłem po dziesięciu minutach. Usiadłem przy jednym ze stolików i poczekałem na menadżera. Kiedy pojawił się w kawiarni, czułem że te negocjacje mogą się dobrze skończyć.
- Cześć Bartek.- Uśmiechnął się do mnie i przywitaliśmy się uściśnięciem dłoni.
- Cześć.- Usiedliśmy, zamówiliśmy kawę i negocjowaliśmy.
Kiedy wyszedłem z restauracji czułem, że Macerata to będzie fajne miejsce dla mnie, dla Asi, Maksa i Kruszynki, ale czy uda mi się ją przekonać? Westchnąłem i wróciłem do mieszkania kontynuować pakowanie.
Czułam, że ten kontrakt to może być moja szansa, tylko czy Bartek wróci do Polski....
Mamy kolejny rozdział :)
Czyli jednak potrafię, ale muszę mieć wenę, z którą trudno w ostatnim czasie... :)
Pozdrawiam i do następnego *.*
Ogonodraszki
poniedziałek, 13 stycznia 2014
We're gonna party as much as we can
Przepraszam ! ;)
Miałam dodać po świętach, wiem... Problemy zdrowotne przyprawiły mnie o niezły zawrót głowy (dosłownie) i no... Mam nadzieje, że się tak mocno nie gniewacie? :) Może jak popłynę z wiatrem, co coś w tym tygodniu się pojawi :)
Pozdrawiam
Ogonodraszki :)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 44
Tak bardzo chciałam otworzyć swoje oczy, ale powieki były strasznie ciężkie. Dodatkowo coś delikatnie jakby mnie szczypało, a jak chciałam się podrapać uderzyłam się plastikowym elementem przyczepionym do mojego palca, w oko.
- Au !- Drugą ręką przejechałam delikatnie kilka razy po powiece, aby złagodzić ból. Westchnęłam głęboko i po kolejnej próbie, powieki w końcu zaczęły ze mną współpracować a ja otworzyłam oczy
i zobaczyłam ściany w kolorze bieli, po prawej stronie okno z niebieską roletą i Bartka opierającego głowę podczas snu na moich nogach. Czułam się taka wypoczęta a jednocześnie zaniepokojona, dlaczego tutaj jestem, a nie w domu. Oprócz tego, wszystkiego czułam, że jestem spragniona, zimnej, krystalicznej wody z cytrynką, ale za chiny, nie wiem komu mam to oznajmić. To leżenie i te kabelki były strasznie niewygodne. Chciałam sobie usiąść, ale nie udało mi się a przy tym obudziłam Bartka. Był zdezorientowany, ale za chwilkę na jego twarzy widniał przepiękny uśmiech.
- Nareszcie.- Uśmiechnął się a za chwilkę poczułam jego ciepłe wargi na moich, które były całe popękane.
- Tak długo spałam... Od jakiego czasu tu jestem? Co mi jest? Możesz mi powiedzieć...- Jego palec delikatnie docisnął moje wargi powodując, że nie mogłam nic powiedzieć a za chwilkę Bartek poszedł po lekarza.
- Czegoś potrzebujesz?
- Zimna woda z cytryną.- Uśmiechnęłam się a on ucałowałam moją rękę i wyszedł. Kochany mój Bartek.
- Cóż pani Joanno, długo kazała nam pani na siebie czekać
- Nie rozumiem.- Przechyliłam głowę a on uśmiechnął się.
- Długo pani była w śpiączce, ale jej bezpośrednią przyczyną był ropień mózgu, który oczywiście usunęliśmy i oczyściliśmy miejsce gdzie się znajdował. Był na tyle dobrze zlokalizowany, że mogliśmy od razu wykonać operację, która nie była inwazyjna dla życia dziecka.- Aha, czyli byłam poważnie chora, ale wszystko się udało i jest dobrze... STOP! Jakiego dziecka?
- Dziecko?
- No tak, jest pani w dwunastym tygodniu ciąży. Oczywiście składam najszczersze gratulacje.- Lekarz uśmiechnął się wręcz dziko i po uprzednim sprawdzeniu mojej karty z uśmiechem wyszedł. Well, well, well... Zaczyna się bardzo ciekawie. Po chwili Bartosz, wrócił już z wodą a ja zanurzyłam usta i poczułam orzeźwienie, ale też się rozluźniłam. Oddałam mu pustą szklankę ze skórką od plasterka cytrynki i uśmiechnęłam się.
- Jak Maks?- Przerwałam niezręczną ciszę.
- Dobrze, twoja mama jest u nas od czasu kiedy wylądowałaś w szpitalu. Opiekuję się nim.
- A jak twoja noga?- Uśmiechnął się i złapał moją dłoń. Była zimna, ale po kilku chwilkach została szybko ogrzana przez Bartkową.
- Dobrze, wróciłem już do treningów i w sumie to jutro muszę wyjechać do Moskwy.- Zasmuciłam się i delikatnie wywinęłam wargę w dół. Szkoda... - Oj...- Uśmiechnął się czule a ja pomyślałam o tej małej fasolce, co znajduję się wewnątrz mnie.
- Pewnie, wiesz, że będziemy rodzicami?- Niepewnie spojrzałam na niego, a on pokazał rządek białych zębów i jego ręka wylądowała wraz z moja na moim brzuszku.
- To była najlepsza informacja od jakiś dwóch miesięcy.
- Od ilu?!- Wykrzyczałam a on się roześmiał.- Który dziś jest?
- 24 kwiecień, czyli za miesiąc i jeden dzień będziemy się ostro stresować.- Poczucie humoru go nie opuszczało a mnie było smutno, bardzo smutno, bo tyle mnie ominęło.
Resztę dnia w szpitalu spędziłam z Bartkiem, Maksem i kochaną mamą, na którą zawsze możemy liczyć. Kiedy leżałam już sama w sali, bo wygoniłam Bartka do domu, zastanawiałam się co jeszcze przyniesie mi los, czym mnie jeszcze zaskoczy, ale wiem, że tego nie mogę przewidzieć... Pogrążona w różnych marzeniach, zasnęłam.
Kolejne dni mijały tak samo... Oczywiście nie mogła bym tak po prostu leżeć w szpitalu, więc po rozmowie z prezesem przeniosłam pracę do szpitala. Mama opiekowała się Maksem a Bartek ciężko trenował w Moskwie. Z biegiem czasu wiem, że liga rosyjska to nie jest miejsce dla Bartka. Pod koniec tygodnia, czyli w piątek, kiedy lekarze wpadli do mnie na poranny obchód, dowiedziałam się, że dziś już mogę wrócić do domu. Mój stan zdrowia jak i kruszynki jest dobry i bez sensu mnie tu trzymać. Gdybym mogła skakała bym do nieba. Zadzwoniłam do mamy, aby przekazać jej dobrą nowinę i poprosić ją, aby przywiozła mi jakieś ubrania. Po niecałej godzinie mama pojawiła się w szpitalu. Szybko ubrałam się i cieszyłam się, że wracam do domu.
- Masz wypis?- Wróciłam do sali, w międzyczasie związując włosy w kucyk. Zaprzeczyłam ruchem głowy a mama udała się do pokoju lekarskiego. Spakowałam wszystkie rzeczy należące do mnie,
a kiedy zapinałam torbę i założyłam kurtkę, poczułam wielką ulgę.
- Na pewno dobrze się czujesz?- Uśmiechnęłam się do niej promiennie i przytuliłam ją. Mama to największy skarb na świecie. Włożyłam do torebki wypis, przewiesiłam ją przez ramię i wyszłyśmy
z sali, potem oddziału a na końcu ze szpitala. Rześkie powietrze przyprawiło mnie o zawrót głowy, ale dałam radę i zdołałam utrzymać równowagę. Zerknęłam na telefon, który wskazywał kilka minut przed dwunastą.
- Maks do której ma lekcje?
- Do czternastej, a potem trening w Piotrkowie.- Wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy na zakupy do jakiegoś marketu a potem do domu. Kiedy przechodziłam przez próg domu poczułam tą rodzinną atmosferę. Rozebrałyśmy się i przeszłam się korytarzem, gdzie zobaczyłam na ścianie kilkanaście zdjęć. Każde z nich pokazywało inną historię z naszego wspólnego życia. Pierwsze było z imprezy w jednym z Rzeszowskich klubów a ostatnie było ze sylwestra, którego spędzaliśmy u Ignaczaków. Uśmiechnęłam się i przeszłam dalej, pomagając mamie z zakupami.
- Te zdjęcia, to Bartek wymyślił.- Uśmiechnęłam się.
- Ja mu tylko pomogłam wybrać i ułożyć.- Delikatnie się uśmiechnęła a ja rozpakowałam zakupy
i przeszłam się do salonu. Nad kominkiem pojawiło się zdjęcie rodzinne ze świąt a po prawej stronie, gdzie była ściana, nie do końca zagospodarowana, znalazło się zdjęcie każdego z nas z osobna. Maksa portret był na środku, po prawej mogłam oglądać swoją uśmiechniętą twarz a po lewej Bartkową. Jejku, ależ on się stara.
- Może jesteś głodna?
- Nie.- Wróciłam do kuchni i usiadłam przy kuchennej wysepce.- Dziękuję, że pomagałaś nam. Obróciła się w moją stronę stawiając przede mną szklankę wody z cytryną i się przytuliła.
- Jesteś moim dzieckiem i zawsze będę pomagać tobie i twojej rodzinie, bo was kocham.- Jejku do końca dnia uśmiech, nie schodził mi z twarzy. Maks nie odstąpił mnie na krok, nawet wtedy, kiedy miał się już położyć spać. Kiedy w końcu po dwóch przeczytanych książkach zasnął, poszłam do sypialni. Otworzyłam laptopa i włączyłam skypa. Spojrzałam na listę dostępnych znajomych i nim cokolwiek zrobiłam, Bartek już do mnie dzwonił. Kiedy zobaczyłam jego śliczną twarzy i przepiękne oczy, nie mogłam przestać się patrzeć
i tak cholernie przebijało przez moje serce uczucie tęsknoty. Kiedy już mieliśmy się rozłączyć, tak naprawdę nie chciałam tego. Chciałabym, aby tu był i mógł mnie przytulić a potem delikatnie pocałować mnie.
- Obiecasz mi coś?- Delikatnie, tak nieśmiało uśmiechnął się a ja westchnęłam.
- Pewnie.
- Proszę, obudź się jutro.- W moich oczach pojawiły się łzy, delikatnie je zamknęłam i kiwnęłam głową.
- Obiecuje.- Wyszeptaliśmy jednocześnie te słowa, które dają nam tak wielką siłę i rozłączyłam się
a potem wtuliłam się w poduszkę i zasnęłam.
Miałam dodać po świętach, wiem... Problemy zdrowotne przyprawiły mnie o niezły zawrót głowy (dosłownie) i no... Mam nadzieje, że się tak mocno nie gniewacie? :) Może jak popłynę z wiatrem, co coś w tym tygodniu się pojawi :)
Pozdrawiam
Ogonodraszki :)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 44
Tak bardzo chciałam otworzyć swoje oczy, ale powieki były strasznie ciężkie. Dodatkowo coś delikatnie jakby mnie szczypało, a jak chciałam się podrapać uderzyłam się plastikowym elementem przyczepionym do mojego palca, w oko.
- Au !- Drugą ręką przejechałam delikatnie kilka razy po powiece, aby złagodzić ból. Westchnęłam głęboko i po kolejnej próbie, powieki w końcu zaczęły ze mną współpracować a ja otworzyłam oczy
i zobaczyłam ściany w kolorze bieli, po prawej stronie okno z niebieską roletą i Bartka opierającego głowę podczas snu na moich nogach. Czułam się taka wypoczęta a jednocześnie zaniepokojona, dlaczego tutaj jestem, a nie w domu. Oprócz tego, wszystkiego czułam, że jestem spragniona, zimnej, krystalicznej wody z cytrynką, ale za chiny, nie wiem komu mam to oznajmić. To leżenie i te kabelki były strasznie niewygodne. Chciałam sobie usiąść, ale nie udało mi się a przy tym obudziłam Bartka. Był zdezorientowany, ale za chwilkę na jego twarzy widniał przepiękny uśmiech.
- Nareszcie.- Uśmiechnął się a za chwilkę poczułam jego ciepłe wargi na moich, które były całe popękane.
- Tak długo spałam... Od jakiego czasu tu jestem? Co mi jest? Możesz mi powiedzieć...- Jego palec delikatnie docisnął moje wargi powodując, że nie mogłam nic powiedzieć a za chwilkę Bartek poszedł po lekarza.
- Czegoś potrzebujesz?
- Zimna woda z cytryną.- Uśmiechnęłam się a on ucałowałam moją rękę i wyszedł. Kochany mój Bartek.
- Cóż pani Joanno, długo kazała nam pani na siebie czekać
- Nie rozumiem.- Przechyliłam głowę a on uśmiechnął się.
- Długo pani była w śpiączce, ale jej bezpośrednią przyczyną był ropień mózgu, który oczywiście usunęliśmy i oczyściliśmy miejsce gdzie się znajdował. Był na tyle dobrze zlokalizowany, że mogliśmy od razu wykonać operację, która nie była inwazyjna dla życia dziecka.- Aha, czyli byłam poważnie chora, ale wszystko się udało i jest dobrze... STOP! Jakiego dziecka?
- Dziecko?
- No tak, jest pani w dwunastym tygodniu ciąży. Oczywiście składam najszczersze gratulacje.- Lekarz uśmiechnął się wręcz dziko i po uprzednim sprawdzeniu mojej karty z uśmiechem wyszedł. Well, well, well... Zaczyna się bardzo ciekawie. Po chwili Bartosz, wrócił już z wodą a ja zanurzyłam usta i poczułam orzeźwienie, ale też się rozluźniłam. Oddałam mu pustą szklankę ze skórką od plasterka cytrynki i uśmiechnęłam się.
- Jak Maks?- Przerwałam niezręczną ciszę.
- Dobrze, twoja mama jest u nas od czasu kiedy wylądowałaś w szpitalu. Opiekuję się nim.
- A jak twoja noga?- Uśmiechnął się i złapał moją dłoń. Była zimna, ale po kilku chwilkach została szybko ogrzana przez Bartkową.
- Dobrze, wróciłem już do treningów i w sumie to jutro muszę wyjechać do Moskwy.- Zasmuciłam się i delikatnie wywinęłam wargę w dół. Szkoda... - Oj...- Uśmiechnął się czule a ja pomyślałam o tej małej fasolce, co znajduję się wewnątrz mnie.
- Pewnie, wiesz, że będziemy rodzicami?- Niepewnie spojrzałam na niego, a on pokazał rządek białych zębów i jego ręka wylądowała wraz z moja na moim brzuszku.
- To była najlepsza informacja od jakiś dwóch miesięcy.
- Od ilu?!- Wykrzyczałam a on się roześmiał.- Który dziś jest?
- 24 kwiecień, czyli za miesiąc i jeden dzień będziemy się ostro stresować.- Poczucie humoru go nie opuszczało a mnie było smutno, bardzo smutno, bo tyle mnie ominęło.
Resztę dnia w szpitalu spędziłam z Bartkiem, Maksem i kochaną mamą, na którą zawsze możemy liczyć. Kiedy leżałam już sama w sali, bo wygoniłam Bartka do domu, zastanawiałam się co jeszcze przyniesie mi los, czym mnie jeszcze zaskoczy, ale wiem, że tego nie mogę przewidzieć... Pogrążona w różnych marzeniach, zasnęłam.
Kolejne dni mijały tak samo... Oczywiście nie mogła bym tak po prostu leżeć w szpitalu, więc po rozmowie z prezesem przeniosłam pracę do szpitala. Mama opiekowała się Maksem a Bartek ciężko trenował w Moskwie. Z biegiem czasu wiem, że liga rosyjska to nie jest miejsce dla Bartka. Pod koniec tygodnia, czyli w piątek, kiedy lekarze wpadli do mnie na poranny obchód, dowiedziałam się, że dziś już mogę wrócić do domu. Mój stan zdrowia jak i kruszynki jest dobry i bez sensu mnie tu trzymać. Gdybym mogła skakała bym do nieba. Zadzwoniłam do mamy, aby przekazać jej dobrą nowinę i poprosić ją, aby przywiozła mi jakieś ubrania. Po niecałej godzinie mama pojawiła się w szpitalu. Szybko ubrałam się i cieszyłam się, że wracam do domu.
- Masz wypis?- Wróciłam do sali, w międzyczasie związując włosy w kucyk. Zaprzeczyłam ruchem głowy a mama udała się do pokoju lekarskiego. Spakowałam wszystkie rzeczy należące do mnie,
a kiedy zapinałam torbę i założyłam kurtkę, poczułam wielką ulgę.
- Na pewno dobrze się czujesz?- Uśmiechnęłam się do niej promiennie i przytuliłam ją. Mama to największy skarb na świecie. Włożyłam do torebki wypis, przewiesiłam ją przez ramię i wyszłyśmy
z sali, potem oddziału a na końcu ze szpitala. Rześkie powietrze przyprawiło mnie o zawrót głowy, ale dałam radę i zdołałam utrzymać równowagę. Zerknęłam na telefon, który wskazywał kilka minut przed dwunastą.
- Maks do której ma lekcje?
- Do czternastej, a potem trening w Piotrkowie.- Wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy na zakupy do jakiegoś marketu a potem do domu. Kiedy przechodziłam przez próg domu poczułam tą rodzinną atmosferę. Rozebrałyśmy się i przeszłam się korytarzem, gdzie zobaczyłam na ścianie kilkanaście zdjęć. Każde z nich pokazywało inną historię z naszego wspólnego życia. Pierwsze było z imprezy w jednym z Rzeszowskich klubów a ostatnie było ze sylwestra, którego spędzaliśmy u Ignaczaków. Uśmiechnęłam się i przeszłam dalej, pomagając mamie z zakupami.
- Te zdjęcia, to Bartek wymyślił.- Uśmiechnęłam się.
- Ja mu tylko pomogłam wybrać i ułożyć.- Delikatnie się uśmiechnęła a ja rozpakowałam zakupy
i przeszłam się do salonu. Nad kominkiem pojawiło się zdjęcie rodzinne ze świąt a po prawej stronie, gdzie była ściana, nie do końca zagospodarowana, znalazło się zdjęcie każdego z nas z osobna. Maksa portret był na środku, po prawej mogłam oglądać swoją uśmiechniętą twarz a po lewej Bartkową. Jejku, ależ on się stara.
- Może jesteś głodna?
- Nie.- Wróciłam do kuchni i usiadłam przy kuchennej wysepce.- Dziękuję, że pomagałaś nam. Obróciła się w moją stronę stawiając przede mną szklankę wody z cytryną i się przytuliła.
- Jesteś moim dzieckiem i zawsze będę pomagać tobie i twojej rodzinie, bo was kocham.- Jejku do końca dnia uśmiech, nie schodził mi z twarzy. Maks nie odstąpił mnie na krok, nawet wtedy, kiedy miał się już położyć spać. Kiedy w końcu po dwóch przeczytanych książkach zasnął, poszłam do sypialni. Otworzyłam laptopa i włączyłam skypa. Spojrzałam na listę dostępnych znajomych i nim cokolwiek zrobiłam, Bartek już do mnie dzwonił. Kiedy zobaczyłam jego śliczną twarzy i przepiękne oczy, nie mogłam przestać się patrzeć
i tak cholernie przebijało przez moje serce uczucie tęsknoty. Kiedy już mieliśmy się rozłączyć, tak naprawdę nie chciałam tego. Chciałabym, aby tu był i mógł mnie przytulić a potem delikatnie pocałować mnie.
- Obiecasz mi coś?- Delikatnie, tak nieśmiało uśmiechnął się a ja westchnęłam.
- Pewnie.
- Proszę, obudź się jutro.- W moich oczach pojawiły się łzy, delikatnie je zamknęłam i kiwnęłam głową.
- Obiecuje.- Wyszeptaliśmy jednocześnie te słowa, które dają nam tak wielką siłę i rozłączyłam się
a potem wtuliłam się w poduszkę i zasnęłam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)