niedziela, 24 marca 2013
Kontakt :)
Dzisiaj piszę do was w troszkę innym wydaniu, bo chciała bym z moimi czytelnikami utrzymywać jakiś kontakt. Więc dlatego ja dziś chciała bym wam zaproponować mojego:
1) Facebooka: http://www.facebook.com/malwex
http://www.facebook.com/pages/Stwierdzam-%C5%BCycie-bo-Siatk%C3%B3wka- /512577418754069?ref=hl
2) Moje gg : 45287577
3) Mojego Twittera: https://twitter.com/Ogonodraszki
4) I na koniec mojego e-maila: ogonodraszki@gmail.com
Jeżeli macie czas, jakieś pytanie czy cokolwiek, nawet możecie prosić o modlitwę to zapraszam :)
PS: Nie ukrywam było by mi bardzo miło, a jeżeli ktoś chce mieć mocniejsze więzy to nawet podam nr. telefonu jeżeli będzie trzeba :)
Pozdrawiam was :)
niedziela, 17 marca 2013
Tak bardzo, bardzo Kocham Ją, że w nocy kiedy wszyscy śpią ja nie śpie kombinując jak być z Nią...
Rozdział 25
– Znowu się spotykamy. – Odwróciłam się, aby upewnić się czy
rzeczywiście to był on.– Szkoda, że w takich okolicznościach.
– Czego znowu chcesz? – spojrzałam na niego i coraz bardziej
utwierdzałam się w przekonaniu, że osoba, która przede mną stoi jest
nienormalna i chora.
– Wiesz doskonale czego chcę. – Podszedł do mnie, a jego
ręka wylądowała na moim policzku. Poczułam jak jego kciuk przejeżdża po
miejscu, w którym się znajdowała. Jednak dość szybką ją zdjęłam bez żadnych
skrupułów, gdyż nie chciałam nawet czuć jego obecności w postaci dotyku.
– Chcesz pieniędzy? Możesz je dostać, ale to wszystko na, co
możesz ode mnie liczyć.
– Zmieniłaś się. – Uśmiechnął się i chciał musnąć swoimi
ustami moje wargi, ale dość szybko odsunęłam się od niego.
– Ja tak, ale ty niestety nie. – Wyminęłam go i poszłam do windy, gdzie potem
pojechałam na górę do moich ziomków.
Zdenerwowałam się. Nigdy nie lubiłam, gdy ktoś mnie
nachodził i robił to w tak perfidny sposób jak Igor. Nie paraliżował mnie przed
nim strach, ale bardziej denerwowało mnie jego zachowanie w stosunku do mnie.
– Jestem już! – krzyknęłam i uśmiechnęłam się wchodząc do
mieszkania. Usiadłam koło Bartka, który pocałował mnie w policzek i objął mnie swoim
ramieniem.
– Zmarzłaś – powiedział Kurek i odwróciłam w jego kierunku
głowę, gdzie na mojej twarzy widniał uśmiech, który był skierowany w jego
kierunku. Przytuliłam się do niego, jakbym chciała poczuć wewnętrzną chęć
bliskości, a jednocześnie odczuwałam chłód, więc chciałam poczuć ciepło, które
od niego po prostu biło.
– Asia, kiedy wracacie?
– Pewnie jakoś za trzydzieści minut, bo jedziemy do Bełchatowa.
Jutro czeka mnie masa spraw, jak i na Bartka. – Mama słuchała moim słów w
niezwykłym skupieniu, a później poprawiła poduszkę pod głową Maksa.
Wpatrywałam się we wszystko, co mnie otaczało, a tak
naprawdę zwracałam uwagę jedynie na to, że mam przy swoim boku Bartka. Czułam
się w jego ramionach bezpiecznie, więc nie chciałam psuć tej wyjątkowej, a zarazem
magicznej chwili.
Kiedy Maks zasypiał postanowiliśmy ruszyć do Bełchatowa.
Wstaliśmy z kanapy i zostaliśmy odprowadzeni przez mamę do końca korytarza, a
chwilę później wróciła do Maksa.
W Bełchatowie byliśmy kilka minut po dwudziestej drugiej.
Mieliśmy pustą lodówkę i nie ukrywam, że byłam głodna, a także zmęczona.
– Bartuś, pójdziesz do sklepu.- wolałam go poinformować o tym teraz a nie kiedy wejdzie do domu, bo się nie ruszy. Klasyczny facet.
– Pusta lodówka?
– Tak. – Wspięłam się
na palce i musnęłam jego usta, a potem ruszyłam do klatki schodowej. Wbiłam kod
i wbiegłam na trzecie piętro, a Kurek w tym czasie ruszył do sklepu.
Kiedy weszłam na nasze piętro to przeszłam dość długim
korytarzem w kierunku naszego mieszkania. Usłyszałam dość blisko siebie krzyk,
gdzie serce od razu podeszło mi do gardła. Jednak w momencie odwrócenia się w
kierunku osoby, która stała za mną to ujrzałam Bartmana.
– Zbyszek, co ty tu robisz? – Poczułam jak przytula mnie do
siebie zamiast przywitać się ze mną jak na cywilizowanego faceta przystało.
– Miłe powitanie – powiedziałam w kierunku Bartmana. Od razu
zobaczyłam na jego twarzy uśmiech i to z jaką nonszalancją opiera się o ścianę.
Wyciągnęłam klucze, przekręciłam je w zamku i tym samym
otworzyłam mieszkanie. Zaprosiłam gestem ręki gościa do środka, w którym
panował syf, ale Zbyszkowi to nie przeszkadzało. Usiadł na kanapie, odsuwając
pranie, gdzie zaczął wpatrywać się w podłogę. Wyraźnie go coś gnębiło, ale nie
chciałam być na tyle wścibska, żeby wypytywać Bartmana o sprawy prywatne.
– Chcesz może kawę czy herbatę? – Stanęłam w kuchni i
wyciągałam trzy kubki.
Usłyszałam głos Zbyszka, z którego ust padło słowo
„herbata”, więc zaczęłam przygotowywać każdemu z nas ten wyjątkowo ciepły napój
o tak później porze. Włożyłam każdemu z nas torebkę do kubka i czekałam na
zagotowanie się wody.
– A tak w ogóle to coś się stało? – zadałam dość
bezpośrednie pytanie niczym robiąc wywiad środowiskowy.
– Czy ja wiem, raczej
nic poważnego się nie stało. – Uśmiechnął się. W momencie kiedy zablokował
telefon przyszedł do kuchni i usiadł na przeciwko mnie. – Byłem u rodziców w
Warszawie i postanowiłem odwiedzić starą kumpele. – Skierował w moim kierunku
ten piękny uśmiech, którym zachwycał nie jedną osobę płci pięknej.
– A co tam u Joanny?
– Westchnął, a ja poczułam, że wkraczam na niezbyt przyjemny grunt.
– Jest w Warszawie,
ma zaliczenie. – Spojrzał na mnie błagalnie typu: " Kuźwa możemy o niej
nie gadać" albo " Jeszcze jedno słowo na jej temat, a zginiesz",
więc postanowiłam się wycofać w czym pomógł mi Bartosz wbijający z zakupami do
kuchni.
– Cześć Zbyszek. – Podał mu rękę i zabrał się za picie
herbaty wraz z Bartmanem, a ja w tym czasie zajęłam się rozpakowywaniem zakupów
i przygotowywaniem kanapek. – Nudziło wam się w Jastrzębiu?
– Nie, wracam z Warszawy, bo byłem u rodziców.
Skończyłam po kilku chwilach przygotowanie wyżerki. Wszystko
dość szybko zniknęło z talerza, a my w tym czasie poszliśmy do salonu. Zbyszek
został u nas na noc, gdyż i tak jutro wracał dopiero na popołudniowy trening.
Sama nawet nie chciałam, aby jeździł po
nocach.
Wstałam po w końcu przespanej nocy. Byłam pełna radości,
więc poszłam ogarnąć się w łazience. Zerknęłam na zegarek i zobaczyłam, że jest
piętnaście po siódmej. Dobry czas. Bartek jeszcze spał, a Zbyszek wstał kilka
chwil po mnie.
– Zbyszek, robisz
śniadanie. – Zaśmiałam się i wyciągnęłam trzy kubki. Wsypałam do każdego kawę rozpuszczalną
i po chwili zalałam wrzątkiem.
– Okej. – Podszedł
do lodówki i zabrał się za robienie śniadania, a ja poszłam do nas, aby obudzić
Bartka i się ubrać. Po dwudziestu minutach Zbyszek zawołał nas na śniadanie.
Zrobił naleśniki co było wielkim zaskoczeniem, ale oczywiście w pozytywnym
sensie. Szybko je zjadłam i szykowałam się do wyjścia, gdyż dziś idę do Urzędu
Miasta, a potem muszę jeszcze odwiedzić szkołę podstawową i gimnazjum, aby
zająć się pracą w klubie. Podsumowując czeka mnie dość ciężki dzień.
– Lecę chłopaki! Miłego dnia, Zbyszek. Jak dojedziesz
zadzwoń, żebym się nie martwiła. Jakbyś chciał pogadać to daj znać. –
Przytuliłam go i podeszłam do Bartka. – Będę po dwunastej w klubie albo nawet
później.
– A rozpiskę na siłkę już nam dałaś?
– Nie, jest u mnie na biurku. – Podałam mu klucze i musnęłam
jego usta. – Kocham Cię. Cześć.
–Cześć! – Wyszłam i szybko zeszłam na dół.
Nadeszła odwilż, czyli nie muszę odśnieżać samochodu.
Wsiadłam i odjechałam. Spotkanie w Urzędzie miałam na dziesiątą, ale musiałam
jeszcze się przygotować, więc wpadłam do mojej kawiarni, która znajdowała się
koło Urzędu. Zamówiłam kawę i studiowałam plan rozpowszechniania siatkówki w
naszym powiecie, choć wydaje mi się, że akurat tutaj jest ona popularna.
Po spotkaniu, które zakończyło się około dwunastej,
pojechałam do miejscowej podstawówki, aby zaproponować lekcje otwarte z
siatkarzami, trenerami, fizjoterapeutami. Wiadomo nie każdy ma predyspozycje,
aby być siatkarzem czy siatkarką, ale wiadomo, że można przecież być trenerem
albo fizjoterapeutom, menadżerem czy kimkolwiek. Dyrektor bardzo ciepło przyjął
mój pomysł i od razu przystał na moją propozycję. Bardzo ceniłam sobie takich
ludzi, bo współpraca z nimi dużo bardziej owocna w same sukcesy.
Wyszłam ze szkół około godziny trzynastej, więc postanowiłam
zadzwonić do Bartka. Na ekranie miałam wiadomość od Zbyszka, że dojechał
szczęśliwie i już tęskni. Jaki słodziak. Zadzwoniłam w końcu do Bartka, gdzie
dowiedziałam się, że skończył trening i jedzie do domu, więc postanowiłam wpaść
do domu na jakiś obiad.
– Jestem już. – Weszłam, ściągnęłam swoje odzienie
wierzchnie i poszłam do kuchni.– Co na obiad?
– Za pięć minut ma być chińczyk. – Usiadłam na kolanach
Bartka i się do niego przytuliłam. Jejku... Jak ja tego potrzebowałam. – Mam
dla Ciebie niespodziankę. – Od razu zobaczyłam na jego twarzy diabelski
uśmiech. Oho mam się bać.
– Już się boje. – Wstałam i poszłam otworzyć drzwi.
Zapłaciłam gościowi i wróciłam do kuchni z wyżerką.
– Tylko od ciebie zależy kiedy ją zobaczysz.
– No wiesz, teraz jadę ogarnąć was przed wyjazdem do
Bydgoszczy i ogólnie mam troszkę zaległości.
– To może po naszym treningu. – Przeanalizowałam czy nic nie
mam, czy z nikim się nie umówiłam. Kiwnęłam głową i zaczęłam jeść obiad. Po
szybkiej wyżerce, umyciu ząbków wyruszyłam do pracy. To co się działo na moim
biurku to było szaleństwo. Dlaczego ja mam tyle pracy, skoro zajmuje się tylko
drużyną i obiektem. Czuje się jak jakaś księgowo–menadżero–sekretarka,
seryjnie. Staje się to męczące.
– Jesteś już wolna?
–Tak. – Zabrałam torebkę i podążyłam za Bartoszem.
Zastanawiałam się jaką on może mieć dla mnie niespodziankę. Na początku
myślałam, że to jakaś kolacja, ale kiedy wyjechaliśmy za Bełchatów i jechaliśmy
jakby w stronę Częstochowy wyrzuciłam ten pomysł z głowy.
Kiedy w końcu wjechaliśmy do jakieś wioski to Bartek skręcił
jakby w stronę lasu, pomyślałam czyżby zabrał się za budowę domu. Podjechaliśmy
pod las, gdzie ujrzałam jezioro i wielki dom. Wysiadłam z samochodu i
wyobraziłam sobie mój plan, który był prawie podobny do tego jaki mi się
podobał. Wielka furtka jaka nadawała
jeszcze większej magii temu miejscu. Chodniczek z kamienia, więc podeszłam pod
dom. Nie chciałam dalej wchodzić stanęłam i podziwiałam, aż w końcu poczułam
jak Bartka ciałko przylega do mojego.
– I jak podoba się?
– Jest tak jak mi się marzyło. Dziękuje. – Obróciłam się i
pocałowałam go. – Kiedy ty to wszystko zrobiłeś?
– A może wejdziemy do środka, bo wiesz jest mi troszkę
zimno. – Wszedł po schodkach i otworzył drzwi.
Weszłam za nim i ujrzałam przedpokój. Rozebraliśmy się i
weszliśmy dalej. W dalszej części przedpokoju znajdowały się schody na górę,
które bardzo mi się spodobały, ale poszłam dalej wzdłuż korytarza i wbiłam dosalonu. Wszystko kompletne takie jak sobie wymarzyłam. Przeszłam się dalej i
skierowałam swoje kroki do kuchnio– jadalni, która nie grzeszyła nowoczesnością,
ale bardzo mnie to podjarało. Zastanawiałam się czy śnie, ale po uszczypnięciu
się zdecydowanie ten pomysł wyrzuciłam z głowy.
– Herbaty czy może kawy? – Za mną pojawił się Bartek i
wyszeptał mi pytanie wprost do mojego ucha.
– Bartosz, kiedy ty to wszystko zrobiłeś?
– Kupiłem dom, a miła Pani pomogła mi urządzić troszkę to
miejsce. Dodatkowo pogadałem z twoją mamą oraz Poliną i podpatrzyłem twoje
projekty. Mam nadzieje, że się podoba. – Uśmiechnął się i przytulił mnie do
swojej klatki piersiowej. Jejku jaka ja jestem szczęśliwa. – Tylko jest jeden problem?
–Jaki? – Wyczułam w swoim organizmie panikę. No tak coś musi
być nie tak. Próbowałam to rozkminić, ale Bartek zaczął się śmiać za, co dostał
ode mnie mukę.– Powiedz!
– Nie wiem kiedy się wprowadzimy. Ja to bym chciał jak najszybciej.
– Uśmiechnął się i usiadł przy kuchennej wysepce, a ja koło niego.
– O tak teraz nie
będę już mogła wytrzymać i będę chciała tu mieszkać jak najszybciej.
– Termin parapetówki?
– Jak będzie cieplej,
zrobimy ognisko, wielką wyżerkę i zaprosimy pełno ludzi. – Przytuliłam się do
niego i czekałam na kawę.
Kiedy wypiliśmy owy napój to postanowiłam zajrzeć na górę.
Weszłam po schodach i moje oczy dostrzegły korytarz . Przeszłam dalej i weszłam
wprost do łazienki, która jeszcze nie była skończona. Bartek usiadł sobie na
krześle, a ja poszłam dalej. Zostały jeszcze tylko trzy pomieszczenia. Udało mi
się wcelować w garderobę, która będzie uzupełniona niebieskimi dodatkami.
Następnie trafiłam do mojego ''gabinetu", choć wiem, że ten pokój będzie
kiedyś jakiegoś małego stworka, a może i nawet dwóch. Zobaczymy jak to będzie.
Ostatnią rzeczą jaką była nasza sypialnia, która urzekła mnie najbardziej. W
sumie była najładniejsza, ale chyba wiecie z czego to wynika. Po zwiedzeniu
całej naszej rezydencji postanowiliśmy zbierać się do domu.
– Bartek, obiecajmy sobie coś. – Stanęliśmy przed domem i
wpatrywaliśmy się w niego. Czasem wydaje mi się, że rozumiemy się bez słów.
Wystarczą zwykłe gesty, mimika twarzy czy zwykły ruch oczyma. Coraz bardziej
przekonuje się w tym, że ten Bartuś to już jest ten jedyny.
– Obiecajmy sobie, że wrócimy tutaj i dwudziestego
pierwszego marca jak się uda robimy parapetówkę. – Uśmiechnęłam się do niego i
musnęłam jego usta. Spodobał mi się ten pomysł.
– Kocham cię. Dziękuje ci za ten dom, włożenie tyle trudu,
no i ogólnie za wszystko. – Przytuliłam się do niego i kolejne kilka minut
minęło, ale odpowiadało mi takie coś. Czułam się szczęśliwa. – Czułam, że to
podstawa, aby tak spędzić resztę życia.
– Kocham cię. Dziękuje za to, że jesteś, wytrzymujesz ze mną
i za to że wkładasz całe serce w to wszystko. – Musnął moje usta i poszliśmy do
samochodu.
W Bełchatowie byliśmy około dwudziestej drugiej i powiem
wam, że średnio chciało mi się wracać na to blokowisko. Ciągła monotonia, mimo iż
nie mieszkało tam dużo starszych osób to ciągle działo się to samo.
– Nie mogę się już doczekać jak się tam wprowadzimy.
– Muszą jeszcze
zrobić u góry łazienkę, podłączyć ogrzewanie i można się wprowadzać. – Wbiłam
do domu i rzuciłam się na kanapę. Nie chciało mi się już nic robić, a miałam jeszcze
do zrobienia podsumowanie spotkania u Pana Prezydenta i w szkołach. – Zmęczona?
– No jasne, że tak.
Mam jeszcze pracę.
– Daj sobie spokój.
Chodź. – Złapał moją dłoń i zaprowadził do sypialni. Włączyliśmy jakiś film,
ale był on mało interesujący, bo zasnęłam bardzo szybko.
Witam wszystkich ponownie :)
Na początku chciała bym was przeprosić, za długą nieobecność. Nie będę się tłumaczyć, ale postaram się teraz częściej coś dodawać.
Dziękuje za 13 tys. wejść i za 203 pod poprzednim postem. Takie proste sprawy podbudowują. Uwierzcie mi :)
Pozdrawiam z tego miejsca Izę i jeszcze raz dziękuje. :)
piątek, 1 marca 2013
And you would never know I would never show What I feel What I need from You no
Rozdział 24
Przez ten tydzień, czas jakoś mi zleciał niemiłosiernie szybko. Dziś już musiałam być w Bełchatowie, gdyż chłopaki grają mecz z Rzeszowem. Jutro jeszcze jadę do Rzeszowa z odwiedzinami wraz z Winiarskimi.
Aktualnie siedzę sobie na odprawie przed meczem. Chłopaki skupieni są już w 100%. Jak zawsze jest omawiana taktyka a ja co tam robię- wycinam im siateczkę ze spodenek, bo im to przeszkadza. Dodam więcej musi być równo ot co księżniczki.
-Asia mnie zostaw- spojrzałam czyje mam spodenki 13. Uniosłam kciuk w górę i sięgnęłam po następne.
-Jesteś głodna, bo Daga idzie po jakieś jedzenie.- ja tu wycinam a oni mi ciągle przeszkadzają. Pokiwałam głową w geście, że dla mnie też i kończyłam spodenki z numerkiem 14. Jeszcze tylko trzy i koniec.
Po 25 minutach, kiedy to odprawa się skończyła ja odcinałam ostatni skrawek siateczki w stroju Bąka i porozdawałam im od razu je.
-Asia krzywo jest.- który to parszywiec wypowiedział te słowa.- Kurek ja ci zaraz krzywo wiesz co.- popatrzyłam na niego z politowaniem i zebrałam wszystkie śmieci do reklamówki.
-No wiadomo krzywo lepiej dzieci wychodzą.- Plina i te jego żarty. Za pierwszym razem można przybrać kolor buraczka, ale po setnym z kolei już nie.
-No tak Daniel wiadomo co preferujesz.- odepchnęłam jego atak i wyszłam oddać pani Krysi śmieci a potem do siebie, gdzie czekała na mnie Daga z Olim i jedzonkiem. Około 19:00 usłyszałam pukanie do drzwi, Oli poszedł do Winiara, Daga jakiś telefon miała, nikt ze Skry by nie zapukał no może Winiar.
-Proszę.- jak to się dziwnie wymawia. Dziwnie smakuje, naprawdę.
-Witam panią- no tak Igła i Grzyb- Menadżer- podeszłam do nich i ich wyściskałam.
-Ale się dawno nie widzieliśmy.
-No może pierwszy raz w takich okolicznościach.- Igła i ta wrodzona, bo nabyta na pewno nie spostrzegawczość.- Ale nie przeszkadza nam to.
-Mnie też nie. Usiądziecie czy idziecie do szatni?
-Przyszliśmy się przywitać i lecimy na odprawę.
-Okej. Do zobaczenia na meczu.- wyszli a ja z kanapy zgarnęłam koszulkę Kurka, zmieniłam moją obecną i przeglądając się w lustrze stwierdziłam, że cudnie wyglądam. Ubrałam jeszcze na wierzch katanę i wyszłam. Chłopaki siedzieli w szatni i motywowali się różnymi tekstami, nie chciałam do nich wchodzić, więc poszłam zobaczyć na salę czy wszystko gra, zobaczyć nawierzchnię, mopy takie tam podstawowe sprawy, które rzekomo leżą w moim zakresie. Dobre sobie rzekomo, pan Waldek jest chory to wszystko na Asię zrzucają nędzarze. Na stos z nimi.
-Pani Joanno!- odwróciłam się prezes, czyżby usłyszał z tym stosem przecież mówiłam to w myślach.
-Słucham.- podszedł do mnie i kazał usiąść, no nie to koniec.- Coś się stało?
-Nie no nic się nie stało. Mamy do Ciebie taką sprawę, bo pan komisarz ma złamaną nogę, ale przyjdzie na mecz i czy ty byś może mogła jak byś zechciała- popatrzyłam na niego z politowaniem. No niech gada mi od rzeczy.- Wręczysz nagrodę MVP.
-Super sprawa, ale no nie jestem zbytnio przygotowana.- prezes spojrzał na mnie i podniósł kciuk do góry.
-Jak zawsze ładnie wyglądasz. To co uratujesz?
-Pewnie.- prezes ścisnął moje ciałko i poszedł a ja uśmiechałam się sama do siebie, jakież to jest wyzwanie. Będę w telewizji, jak super idę poprawić makijaż. Nie no żartuję idę, ale do chłopaków ze Skry.
Weszłam do tej szatni, chłopaki jedli batony a Bartek siedział z gołą klatą i nie wiem czekał na zbawienny deszcz nie wiem.
-Bartek a ty nie masz koszulki- podeszłam i usiadłam koło niego.
-No mam.- nasunął na siebie odzież wierzchnią i obrócił się. Ależ błąd Kurek przez "ó". Skandal. Jeszcze grają w żółtych koszulkach.
-Poczekaj.- wzięłam kawałek plasterka Wlazłego, Winiar Jr. akurat coś malował porwałam mu żółty mazak, zamalowałam szybko i przylepiłam bardzo starannie. Malunek poprawiłam jeszcze na
plecach i gotowe.- Włala, tylko nie wiem czy jak się nie spocisz to wtedy nie odpadnie, ale nie przejmuj się zamaluję troszkę więcej i będę Ci przyklejać na przerwach.- musnęłam jego usta, co spotkało się z gwizdem chłopaków i zabrałam się za malowanie plastra. Doczekałam się tego, że ja poważna osoba musi malować plaster Kurkowi.
-Dzięki kochanie- i ten szelmowski uśmiech z buziakiem w czoło. Spojrzałam na zegarek 19:10, zabrałam Olika i poszliśmy na salę. Usiadłam sobie koło trenerów i malowałam ten plaster. Ten czas mija mi niemiłosiernie wolno.
-Wiesz co Ciocia, my mamy taki plaster w domu żółty.- och dzięki skarbie tylko szkoda, że w domu.
-Dzięki Oli, ale ja to sobie pomaluje do końca.- Oli poszedł do Dagmary, bo musiał już iść, a ja dalej malowałam. Była za 5 i kończyła się rozgrzewka, stado napiło się wody i omawiali ostatnie szczegóły.
Wstałam z nimi i przybiliśmy sobie wszyscy piątki, poczekałam na przedstawienie drużyn, chwilka przerwy i szóstki obu zespołów i poszłam do kwadratu dać im plaster, aby w razie "w" przykleili Kurkowi i poszłam do statystyków co okazało się złą decyzją, bo jakaś pani zaczepiła mnie i wręczyła mi zaproszenie do telewizji. Otworzyłam kopertkę a tam zaproszenie do TVN Style, nie no pięknie ciekawe kto jeszcze będzie. Poszłam do siebie do gabinetu, włożyłam je do notesu i wróciłam na halę.
Mecz zakończył się wynikiem 3:0 i nadeszła "moja chwila prawdy".
-Statuetkę MVP otrzymuje Bartosz Kurek- myślałam, że ryknę ze śmiechu, ale okej pełna powaga.- Statuetkę wręczy menadżer drużyny i klubu PGE Skry Bełchatów Joanna Krawiec- jak to usłyszałam w głębi duszy pomyślałam sobie jakie ja mam świetne nazwisko. Podeszłam do Bartka i z uśmiechem wręczyłam mu statuetkę. Musnął moje usta i przytuliłam się do niego a potem on poszedł do drużyny a ja poszłam do Dagmary bo do mnie kiwała.
-Co byś chciała ode mnie, że mnie rozpraszałaś jak dawałam nagrodę mojemu facetowi- uśmiechnęłam się i usiadłam koło niej.
-Dostałaś zaproszenie?
-A no dostałam. A co ty też ?
-Pewnie, że tak i jeszcze dostała Paulina. Ale się cieszę.
-Ktoś musi, bo ja nie tryskam entuzjazmem.- pocałowałam jej polik i poszłam na płytę, bo teraz Bartek mnie wołał.
-Weźmiesz statuetkę a ja się przebiorę i lecimy do domu.
-Rozdaj kilka autografów a ja idę do siebie.- pocałowałam go i poszłam do siebie. Postawiłam statuetkę na środku biurka i wpatrywałam się w nią. Do czasu kiedy mojej ciszy nie przerwało pukanie do drzwi, a potem wtargnięcie. Igła wpadł tak sobie pogadać.
-Co tam Krzysztof?- włożyłam cudo Bartka do torebki i położyłam ją ostrożnie na kanapie.
-No no no jaka szyszka.- uśmiechnął się do mnie i zaczął się bawić moją pieczątką.
-Nie tak jednorazowe, ale swoją drogą chciała bym być kiedyś prezesem jakiegoś klubu siatkarskiego.
-Jakie aspiracje.
-Trzeba mieć jakiś cele w życiu.
-Tylko takie?- jejku jak on przegrywa to zadaje takie dziwne pytania, niech oni więcej nie przegrywają !
-Nie no jest jeszcze kilka, swój wiek już mam więc no.
-Dzieci, rodzina to masz na myśli?- on czyta mi w myślach, albo to jest jego 100 rozmowa na takie tematy.
-Pewnie tak. Igła tyś więcej nie przegrywaj.
-Kruszyna niech Bartek więcej tak dobrze nie gra.- skarciłam go wzrokiem, a potem jak zawsze śmiech i mile spędzone 30 minut mojego życia jak zawsze z Igłą dopóty Bartosz się nie pojawił i mnie nie porwał do domu.
Nazajutrz wstałam po 9:00, Bartek smacznie spał a ja postanowiłam zająć łazienkę na dłuższy czas a potem zrobić jakieś śniadanie, w końcu jest niedziela. Po 10:00 kiedy wszystko już przygotowałam a sama się ogarnęłam co oznaczało, że jest wolna łazienka poszłam obudzić Bartka, bo ileż można spać. Nachyliłam się nad nim i musnęłam jego usta i powiem wam odwzajemnił to i jeszcze mogę dodać, że lepiej całuje przez sen. Otworzył oczy i się uśmiechnął.
-Cześć piękna.- uśmiechnęłam się i podeszłam do okna zwinąć roletę i otworzyć je żeby się wywietrzyło.
-Cześć piękny. Śniadanie na stole, już czeka.- ubrałam Bartkową koszulkę i poszłam do kuchni a Kurek podążył do łazienki. Kiedy z niej wyszedł zasiedliśmy do śniadania i spędziliśmy je w miłej atmosferze, w końcu jest niedziela. Jak już pochłonęliśmy śniadanie oczywiście nie byli byśmy sobą jak byśmy nie poszli uwalić się na kanapie. Niby dzień dla nas zaczął się z 2 godziny temu a już jesteśmy zmęczeni, ba to mało powiedziane z tyrani na maksa. Ogólnie dzień zapowiadał się bardzo przyjemnie, świeciło słońce które było zapowiedzą tego, że jest zimno ale i tak przyjemnie się spoglądało.
-Jedziesz ze mną do Rzeszowa ?
-Dziś wracasz?
-Tak.- pocałował mnie w skroń i wrócił do oglądania dokumentu o słoniach. Ja zgarnęłam jego telefon i zadzwoniłam do Winiara. Chwilka "poważniej rozmowy" i stwierdziałam, że my pojedziemy osobno, bo pewnie będziemy chcieli dłużej posiedzieć. Zakończyłam rozmowę i spojrzałam, która godzina 12:07, czyli mogli byśmy się ruszyć, bo Winiary wyjeżdzają za 20 minut.
-Bartek, mamy 20 minut do wyjazdu.
-No coś ty. - uśmiechnął się do mnie ironicznie i poszedł do sypialni a ja za nim. Narzuciłam na siebie ubrania, uczesałam włosy, pomalowałam się i mogłam wyjść. - Kuźwa.
-Co jest?- odwróciłam się w jego stronę a on czegoś poszukiwał w komodzie.
-Szukam moich reyowe przeciwsłoneczniaki.- podeszłam do komody i wyciągnęłam dwie pary moją i jego.- No zuch.- pocałował mnie i ryszuliśmy w drogę do Rzeszowa. Minęła ona nam w miarę szybko i te okluray to się jednak przydały, bo słoneczko dawało w kość. Pobyt w szpitalu należał do bardzo przyjemnych, pełnych radości, śmiechu no bo jak tu nie spędzić miło czasu z naszymi najlepszymi przyjaciółmi.
Przed 19:00, postanowiłam odprowadzić Michała i bandę przed szpital bo już wracali do Częstochowy.
-Dzięki, że przyjechaliście.- przytuliłam każdego z osobna.
-Aj tam dla nas sama przyjemność.
-No dla mnie to suuper.- Oli uśmiechnął się i podbiegł do auta.- Jedziemy?
-Tak tak. Trzymaj się, środa zakupy?
-Tak- wyściskałam ich jeszcze raz, a potem poczekałam aż odjechali i chciałam wrócić do szpitala. Tak dobrze powiedziane chciałam, ale nie mogłam bo ktoś mi przeszkodził.................
Mam dla was rozdział, chciałam go dodać jutro ale jadę dziś na rekolekcje więc nie dam rady.
Ogólnie miałam bardzo przyjemny tydzień wygrałam konkurs na stronie Fc Bartosza Kurka i to jest suuper, a no i ogólnie sielana bo nie chodziłam do szkoły, ale to i tak na nic mi się nie zdało, bo rozdział pisałam bez weny i ogólnie no, szkoda gadać.
Pozdrawiam was pierniczki :)
Przez ten tydzień, czas jakoś mi zleciał niemiłosiernie szybko. Dziś już musiałam być w Bełchatowie, gdyż chłopaki grają mecz z Rzeszowem. Jutro jeszcze jadę do Rzeszowa z odwiedzinami wraz z Winiarskimi.
Aktualnie siedzę sobie na odprawie przed meczem. Chłopaki skupieni są już w 100%. Jak zawsze jest omawiana taktyka a ja co tam robię- wycinam im siateczkę ze spodenek, bo im to przeszkadza. Dodam więcej musi być równo ot co księżniczki.
-Asia mnie zostaw- spojrzałam czyje mam spodenki 13. Uniosłam kciuk w górę i sięgnęłam po następne.
-Jesteś głodna, bo Daga idzie po jakieś jedzenie.- ja tu wycinam a oni mi ciągle przeszkadzają. Pokiwałam głową w geście, że dla mnie też i kończyłam spodenki z numerkiem 14. Jeszcze tylko trzy i koniec.
Po 25 minutach, kiedy to odprawa się skończyła ja odcinałam ostatni skrawek siateczki w stroju Bąka i porozdawałam im od razu je.
-Asia krzywo jest.- który to parszywiec wypowiedział te słowa.- Kurek ja ci zaraz krzywo wiesz co.- popatrzyłam na niego z politowaniem i zebrałam wszystkie śmieci do reklamówki.
-No wiadomo krzywo lepiej dzieci wychodzą.- Plina i te jego żarty. Za pierwszym razem można przybrać kolor buraczka, ale po setnym z kolei już nie.
-No tak Daniel wiadomo co preferujesz.- odepchnęłam jego atak i wyszłam oddać pani Krysi śmieci a potem do siebie, gdzie czekała na mnie Daga z Olim i jedzonkiem. Około 19:00 usłyszałam pukanie do drzwi, Oli poszedł do Winiara, Daga jakiś telefon miała, nikt ze Skry by nie zapukał no może Winiar.
-Proszę.- jak to się dziwnie wymawia. Dziwnie smakuje, naprawdę.
-Witam panią- no tak Igła i Grzyb- Menadżer- podeszłam do nich i ich wyściskałam.
-Ale się dawno nie widzieliśmy.
-No może pierwszy raz w takich okolicznościach.- Igła i ta wrodzona, bo nabyta na pewno nie spostrzegawczość.- Ale nie przeszkadza nam to.
-Mnie też nie. Usiądziecie czy idziecie do szatni?
-Przyszliśmy się przywitać i lecimy na odprawę.
-Okej. Do zobaczenia na meczu.- wyszli a ja z kanapy zgarnęłam koszulkę Kurka, zmieniłam moją obecną i przeglądając się w lustrze stwierdziłam, że cudnie wyglądam. Ubrałam jeszcze na wierzch katanę i wyszłam. Chłopaki siedzieli w szatni i motywowali się różnymi tekstami, nie chciałam do nich wchodzić, więc poszłam zobaczyć na salę czy wszystko gra, zobaczyć nawierzchnię, mopy takie tam podstawowe sprawy, które rzekomo leżą w moim zakresie. Dobre sobie rzekomo, pan Waldek jest chory to wszystko na Asię zrzucają nędzarze. Na stos z nimi.
-Pani Joanno!- odwróciłam się prezes, czyżby usłyszał z tym stosem przecież mówiłam to w myślach.
-Słucham.- podszedł do mnie i kazał usiąść, no nie to koniec.- Coś się stało?
-Nie no nic się nie stało. Mamy do Ciebie taką sprawę, bo pan komisarz ma złamaną nogę, ale przyjdzie na mecz i czy ty byś może mogła jak byś zechciała- popatrzyłam na niego z politowaniem. No niech gada mi od rzeczy.- Wręczysz nagrodę MVP.
-Super sprawa, ale no nie jestem zbytnio przygotowana.- prezes spojrzał na mnie i podniósł kciuk do góry.
-Jak zawsze ładnie wyglądasz. To co uratujesz?
-Pewnie.- prezes ścisnął moje ciałko i poszedł a ja uśmiechałam się sama do siebie, jakież to jest wyzwanie. Będę w telewizji, jak super idę poprawić makijaż. Nie no żartuję idę, ale do chłopaków ze Skry.
Weszłam do tej szatni, chłopaki jedli batony a Bartek siedział z gołą klatą i nie wiem czekał na zbawienny deszcz nie wiem.
-Bartek a ty nie masz koszulki- podeszłam i usiadłam koło niego.
-No mam.- nasunął na siebie odzież wierzchnią i obrócił się. Ależ błąd Kurek przez "ó". Skandal. Jeszcze grają w żółtych koszulkach.
-Poczekaj.- wzięłam kawałek plasterka Wlazłego, Winiar Jr. akurat coś malował porwałam mu żółty mazak, zamalowałam szybko i przylepiłam bardzo starannie. Malunek poprawiłam jeszcze na
plecach i gotowe.- Włala, tylko nie wiem czy jak się nie spocisz to wtedy nie odpadnie, ale nie przejmuj się zamaluję troszkę więcej i będę Ci przyklejać na przerwach.- musnęłam jego usta, co spotkało się z gwizdem chłopaków i zabrałam się za malowanie plastra. Doczekałam się tego, że ja poważna osoba musi malować plaster Kurkowi.
-Dzięki kochanie- i ten szelmowski uśmiech z buziakiem w czoło. Spojrzałam na zegarek 19:10, zabrałam Olika i poszliśmy na salę. Usiadłam sobie koło trenerów i malowałam ten plaster. Ten czas mija mi niemiłosiernie wolno.
-Wiesz co Ciocia, my mamy taki plaster w domu żółty.- och dzięki skarbie tylko szkoda, że w domu.
-Dzięki Oli, ale ja to sobie pomaluje do końca.- Oli poszedł do Dagmary, bo musiał już iść, a ja dalej malowałam. Była za 5 i kończyła się rozgrzewka, stado napiło się wody i omawiali ostatnie szczegóły.
Wstałam z nimi i przybiliśmy sobie wszyscy piątki, poczekałam na przedstawienie drużyn, chwilka przerwy i szóstki obu zespołów i poszłam do kwadratu dać im plaster, aby w razie "w" przykleili Kurkowi i poszłam do statystyków co okazało się złą decyzją, bo jakaś pani zaczepiła mnie i wręczyła mi zaproszenie do telewizji. Otworzyłam kopertkę a tam zaproszenie do TVN Style, nie no pięknie ciekawe kto jeszcze będzie. Poszłam do siebie do gabinetu, włożyłam je do notesu i wróciłam na halę.
Mecz zakończył się wynikiem 3:0 i nadeszła "moja chwila prawdy".
-Statuetkę MVP otrzymuje Bartosz Kurek- myślałam, że ryknę ze śmiechu, ale okej pełna powaga.- Statuetkę wręczy menadżer drużyny i klubu PGE Skry Bełchatów Joanna Krawiec- jak to usłyszałam w głębi duszy pomyślałam sobie jakie ja mam świetne nazwisko. Podeszłam do Bartka i z uśmiechem wręczyłam mu statuetkę. Musnął moje usta i przytuliłam się do niego a potem on poszedł do drużyny a ja poszłam do Dagmary bo do mnie kiwała.
-Co byś chciała ode mnie, że mnie rozpraszałaś jak dawałam nagrodę mojemu facetowi- uśmiechnęłam się i usiadłam koło niej.
-Dostałaś zaproszenie?
-A no dostałam. A co ty też ?
-Pewnie, że tak i jeszcze dostała Paulina. Ale się cieszę.
-Ktoś musi, bo ja nie tryskam entuzjazmem.- pocałowałam jej polik i poszłam na płytę, bo teraz Bartek mnie wołał.
-Weźmiesz statuetkę a ja się przebiorę i lecimy do domu.
-Rozdaj kilka autografów a ja idę do siebie.- pocałowałam go i poszłam do siebie. Postawiłam statuetkę na środku biurka i wpatrywałam się w nią. Do czasu kiedy mojej ciszy nie przerwało pukanie do drzwi, a potem wtargnięcie. Igła wpadł tak sobie pogadać.
-Co tam Krzysztof?- włożyłam cudo Bartka do torebki i położyłam ją ostrożnie na kanapie.
-No no no jaka szyszka.- uśmiechnął się do mnie i zaczął się bawić moją pieczątką.
-Nie tak jednorazowe, ale swoją drogą chciała bym być kiedyś prezesem jakiegoś klubu siatkarskiego.
-Jakie aspiracje.
-Trzeba mieć jakiś cele w życiu.
-Tylko takie?- jejku jak on przegrywa to zadaje takie dziwne pytania, niech oni więcej nie przegrywają !
-Nie no jest jeszcze kilka, swój wiek już mam więc no.
-Dzieci, rodzina to masz na myśli?- on czyta mi w myślach, albo to jest jego 100 rozmowa na takie tematy.
-Pewnie tak. Igła tyś więcej nie przegrywaj.
-Kruszyna niech Bartek więcej tak dobrze nie gra.- skarciłam go wzrokiem, a potem jak zawsze śmiech i mile spędzone 30 minut mojego życia jak zawsze z Igłą dopóty Bartosz się nie pojawił i mnie nie porwał do domu.
Nazajutrz wstałam po 9:00, Bartek smacznie spał a ja postanowiłam zająć łazienkę na dłuższy czas a potem zrobić jakieś śniadanie, w końcu jest niedziela. Po 10:00 kiedy wszystko już przygotowałam a sama się ogarnęłam co oznaczało, że jest wolna łazienka poszłam obudzić Bartka, bo ileż można spać. Nachyliłam się nad nim i musnęłam jego usta i powiem wam odwzajemnił to i jeszcze mogę dodać, że lepiej całuje przez sen. Otworzył oczy i się uśmiechnął.
-Cześć piękna.- uśmiechnęłam się i podeszłam do okna zwinąć roletę i otworzyć je żeby się wywietrzyło.
-Cześć piękny. Śniadanie na stole, już czeka.- ubrałam Bartkową koszulkę i poszłam do kuchni a Kurek podążył do łazienki. Kiedy z niej wyszedł zasiedliśmy do śniadania i spędziliśmy je w miłej atmosferze, w końcu jest niedziela. Jak już pochłonęliśmy śniadanie oczywiście nie byli byśmy sobą jak byśmy nie poszli uwalić się na kanapie. Niby dzień dla nas zaczął się z 2 godziny temu a już jesteśmy zmęczeni, ba to mało powiedziane z tyrani na maksa. Ogólnie dzień zapowiadał się bardzo przyjemnie, świeciło słońce które było zapowiedzą tego, że jest zimno ale i tak przyjemnie się spoglądało.
-Jedziesz ze mną do Rzeszowa ?
-Dziś wracasz?
-Tak.- pocałował mnie w skroń i wrócił do oglądania dokumentu o słoniach. Ja zgarnęłam jego telefon i zadzwoniłam do Winiara. Chwilka "poważniej rozmowy" i stwierdziałam, że my pojedziemy osobno, bo pewnie będziemy chcieli dłużej posiedzieć. Zakończyłam rozmowę i spojrzałam, która godzina 12:07, czyli mogli byśmy się ruszyć, bo Winiary wyjeżdzają za 20 minut.
-Bartek, mamy 20 minut do wyjazdu.
-No coś ty. - uśmiechnął się do mnie ironicznie i poszedł do sypialni a ja za nim. Narzuciłam na siebie ubrania, uczesałam włosy, pomalowałam się i mogłam wyjść. - Kuźwa.
-Co jest?- odwróciłam się w jego stronę a on czegoś poszukiwał w komodzie.
-Szukam moich reyowe przeciwsłoneczniaki.- podeszłam do komody i wyciągnęłam dwie pary moją i jego.- No zuch.- pocałował mnie i ryszuliśmy w drogę do Rzeszowa. Minęła ona nam w miarę szybko i te okluray to się jednak przydały, bo słoneczko dawało w kość. Pobyt w szpitalu należał do bardzo przyjemnych, pełnych radości, śmiechu no bo jak tu nie spędzić miło czasu z naszymi najlepszymi przyjaciółmi.
Przed 19:00, postanowiłam odprowadzić Michała i bandę przed szpital bo już wracali do Częstochowy.
-Dzięki, że przyjechaliście.- przytuliłam każdego z osobna.
-Aj tam dla nas sama przyjemność.
-No dla mnie to suuper.- Oli uśmiechnął się i podbiegł do auta.- Jedziemy?
-Tak tak. Trzymaj się, środa zakupy?
-Tak- wyściskałam ich jeszcze raz, a potem poczekałam aż odjechali i chciałam wrócić do szpitala. Tak dobrze powiedziane chciałam, ale nie mogłam bo ktoś mi przeszkodził.................
Mam dla was rozdział, chciałam go dodać jutro ale jadę dziś na rekolekcje więc nie dam rady.
Ogólnie miałam bardzo przyjemny tydzień wygrałam konkurs na stronie Fc Bartosza Kurka i to jest suuper, a no i ogólnie sielana bo nie chodziłam do szkoły, ale to i tak na nic mi się nie zdało, bo rozdział pisałam bez weny i ogólnie no, szkoda gadać.
Pozdrawiam was pierniczki :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)